piątek, 30 marca 2012

Część Pierwsza.


Dźwięk budzika o godzinie 6.30 rano to zdecydowanie najgorsza rzecz na świecie. No nic muszę wstać i zawieźć mój szanowny zad do czegoś, co zwą szkołą. Zerwałam się z łóżka, wiedząc, że gdybym powiedziała: ‘jeszcze 5 minut’ zamieniłoby się to w godzinę. Jak zwykle rano, udałam się do łazienki. Wyszłam z lekkim makijażem, ubrana w czerwone rurki i t-shirt. Postanowiłam nie zakładać bluzy, iż gdyż jest połowa maja i ciepło na zewnątrz. O 7.15 byłam już na dole. Nie miałam ochoty na śniadanie, więc chwyciłam jabłko leżące na blacie i wyciągnęłam wodę z lodówki. Po kilku minutach dołączyła do mnie Stella.
-Witam szanowną Rose. Gdzieś ty była? Nie widziałam cię chyba milion lat. – uznała półprzytomna.
-Żartujesz? To ty całymi dniami imprezujesz. W domu nawet cię nie ma – no właśnie, cały czas jej nie ma. To taki typ woli alkohol i imprezy niż zajęcie się czymś pożytecznym. Na szczęście, jako moja współlokatorka nie jest mi nic winna. Nasze relacje ograniczają się do minimum – ale nie gadajmy o tym. Idziesz do szkoły?
-Yyy, no wiesz.. Nie, raczej nie.
-Jasne, jak chcesz – wzruszyłam ramionami i udałam się do wyjścia.
 Jako że Londyn jest zakorkowany o każdej porze, wyjechałam do szkoły już o 7.40. Nie jestem kujonem, jeśli część z Was tak myśli. Po prostu wolę poświęcić trochę wolnego czasu na naukę, by dostać się na dobre studia. Dojechałam szybciej niż  myślałam. Wysiadłam z samochodu i udałam się do budynku. Ku mojemu zdziwieniu nie było tam tłumu rozwydrzonej młodzieży. To pewnie dlatego, że mieliśmy kilka dni wolnego, większość postanowiła przedłużyć sobie długi weekend. Btw moja szafka przepełniona najróżniejszymi książkami powoli miała dość. Postanowiłam więc ją odciążyć. Teraz to ja byłam przysypana stosem tych cholerstw. ‘No nic’ – pomyślałam. Jakoś przeżyję. Udałam się w stronę klasy nr. 27, gdzie odbywał się angielski. Do pokonania miałam tylko dłuuugi korytarz. Na szczęście nie było dużo stada, więc spokojnie mogłam się przedostać. Szłam tym korytarzem, próbując utrzymać kilogramy książek.
-Może pomóc? – usłyszałam za sobą męski głos – Mamy razem angielski w 27 – nagle moim oczom ukazał się uroczy szatyn.
-Serio mógłbyś? – uśmiechnęłam się, czując ogromną ulgę.
-Jasne, dawaj. – chłopak odwzajemnił mój uśmiech i wziął kilka książek.
-Jestem Rose – ciągnęłam dalej się uśmiechając. W normalnej sytuacji podałabym mu rękę, no ale literatura angielska mi to uniemożliwiła – mamy razem angielski, a ja nigdy cię nie widziałam.
-Louis. Siedzisz przede mną, pewnie dlatego nigdy mnie nie widziałaś.
-Fakt, przepraszam nie zwróciłam uwagi – nim się obejrzałam, weszliśmy do klasy.
-Nie masz za co przepraszać, widać że jesteś skupiona na nauce – powiedział kładąc książki na stoliku nauczycielki.
-To właściwie nie tak. Wiesz, trochę mi na tym zależy, nie chodzi o to, że wkuwam całymi dniami, po prostu chcę mieć pewność, że coś stąd wyniosę, a potem dostanę się na studia.
-Rose, Louie, widzę, że jesteście pierwsi, mam nadzieję że nie ostatni, chociaż kto wie, już 8.00.. –powiedziała nauczycielka – w każdym bądź razie ja muszę wyjść na chwilę do sekretariatu. Poczekajcie, proszę.
-Oczywiście – odpowiedzieliśmy wspólnie.
-Siadaj – pokazałam miejsce obok siebie – moja współlokatorka i tak nie ma zamiaru pokazać się dziś w szkole.
-Dzięki – Lou usiadł koło mnie – tak samo jak Harry, był wczoraj na imprezie. Dziwię się tylko, że reszty chłopaków nie ma.
-Reszty chłopaków? Aaa. Sorki, zapomniałam, One Direction. To wy tak?
-Słyszałaś o nas? Miło mi. – chłopak posłał mi uśmiech.
-Jak mogłabym nie słyszeć, każda laska, która tylko ma z wami lekcje, ma podjar jak 150.
-Nie każda, jak widać – Louis uniósł brwi do góry i wskazał palcem na moją osobę. Wtedy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Nagle drzwi od klasy się otworzyły.
-Matko Przenajświętsza, pani Steward przepraszam najmocniej to się nigdy nie powtórzy. Błagam na kolanach – zauważyliśmy chłopaka klękającego przed biurkiem nauczycielki. Nie wiem, może widział jej ducha, w każdym bądź razie w klasie jej nie było.
-Yyy, Liam? Jakbyś nie zauważył pani Steward nie ma w klasie – powiedział Lou. Stawiam, że to jeden z członków One Direction. Chłopak trochę się speszył, chyba dlatego, że cały czas patrzyłam się na niego z miną WTF?!
-Uff. Dzięki Bogu. –powiedział niejaki Liam.
-Poznaj, to jest Rose. Rose, to jest Liam.
-Hej – uśmiechnęłam się, nie chcąc by pomyślał, że jestem psychiczna – nie martw się. Pani Steward nic ci nie zrobi. – uśmiechnęłam się.
Gadaliśmy z chłopakami przez jakiś czas, rozmowę przerwała nam nauczycielka.
-Liam, witam – powiedziała zwracając się do zdenerwowanego Liama.
-Dzień dobry pani Steward. Ja, ja bardzo przepraszam, niestety były straszne korki, wiem, że się spóźniłem, przepraszam.
-Oh, Liam, nie żartuj, przecież nie jestem zła. Każdemu mogło się zdarzyć. Wiecie, w sumie to i tak już nikt się pewnie nie zjawi, możecie iść na przerwę, czy gdzie tam tylko chcecie – ‘świetnie’ pomyślałam, gdyż dla mnie znaczyło to wolne do końca dnia. Dziś miałam lekcje tylko z panią Steward.
-Dziękujemy pani bardzo – powiedział Lou, po czym wszyscy udaliśmy się do wyjścia. Na korytarzu nie było kompletnie nikogo.
-Louis, ty szczęściarzu, idziesz już do domu – powiedział Liam.
-Noo. –Lou poruszał cwaniacko brwiami.
-Nie jesteś jedyny, nie podniecaj się. – powiedziałam uśmiechając się.
-Ty też? – powiedział Liam, uginając usta w podkówkę.
-Dasz radę stary – Lou poklepał smutnego po ramieniu – to co idziemy? – zapytał patrząc na mnie.
-Nie wiem, jak ty, ja idę – posłałam mu uśmiech i skierowałam się do wyjścia. Słyszałam, jak biegnie za mną.
-Hej, zaczekaj.
-Tak?
-Zabieram cię na kawę – uśmiechnął się i otworzył drzwi od samochodu – wsiadaj.
W sumie to i tak nie miałam nic do roboty więc się zgodziłam. Jechaliśmy około 10 minut.
-To co, gotowa poznać resztę idiotów One Direction? –zapytał.
-Żartujesz? Wy tu mieszkacie? – zapytałam z niedowierzaniem.
-Coś nie tak? –odpowiedział troszkę zakłopotany, a ja zaczęłam się śmiać – z czego się śmiejesz?
-Z niczego, tyle że ja mieszkam tam – w tym momencie wskazałam na dom znajdujący się obok – wygląda na to, że jesteśmy sąsiadami – chcąc nie chcąc mimowolnie się uśmiechnęłam. Potem wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się w stronę wielkiego domu, o ile można to nazwać domem. Może bardziej willą, apartamentem, w każdym razie był wielki. Weszliśmy do środka, gdzie panowała dziwna cisza. Jedyne co pomyślałam, to że to cisza przed burzą. 

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * 
Cześć. : )
I jak widać 1 rozdział. 
BOHATEROWIE SĄ Z PRAWEJ STRONY :  )
Jak Chcesz Być Informowany O Każdym Następnym Napisz W Rozdziale,
 Lub Na Wyślij Mi Wiadomość Na Twitterze : @Official_Martha .
Mam Nadzieję, Że się Podoba. ;  )
Następne Części Będą Dodawane W Dni :
WTOREK & CZWARTEK & SOBOTA 
I HOPE YOU LIKE IT : )
Cześć : *

3 komentarze:

  1. Zapowiada się ciekawie ^^
    Czekam na nn (:
    Spodobało mi się ;D
    Zapraszam do mnie http://i-give-you-my-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny początek ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo mi się podoba (; ciekawe jak to rozkręcisz , już się nie mogę doczekać :> jak możesz to mnie informuj na tt : @Pauljnaa :>

    OdpowiedzUsuń