niedziela, 18 listopada 2012

ZAPROSZONKO

Wróciłam na stare śmieci, zobaczyć, jak tutaj się powodzi. Widzę, że cały czas ktoś nas odwiedza. To miłe :)
Chciałam przypomnieć o najnowszym blogu, na którym pojawiło się już kilka rozdziałów. Czytajcie http://daydream-with-1d.blogspot.com/ i dajcie mi znać, co myślicie :)
Dzięki za wszystko .xx

piątek, 14 września 2012

Koniec

Tym oto sposobem zakończyliśmy przygodę z blogiem Love With One Directon. Z tego miejsca chcę tylko podziękować Wam za komentowanie i czytanie. Wiem, że nie było tego dużo, ale z pewnością będę miło wspominać to jako mój pierwszy blog.
Przypominam też, że nadal możecie czytać moje wypociny na I-will-look-after-you.blogspot.com  :)

Tyle ode mnie :)
Jeszcze raz jedno wielkie MASSIVE THANK YOU!
Było mi naprawdę niezmiernie miło!
Big love! <3 xxxx

Epilog


*7 lat później*
Razem z Lou mieszkamy w uroczym domku jednorodzinnym w Londynie. Mamy dwójkę dzieci, córkę Emmę i syna Harrego, ponieważ nasz Harold senior nas do tego zmusił.
W każdym bądź razie wujek Harry ma się dobrze, ale nie widujemy go często od ostatnich dwóch miesięcy, bo właśnie wtedy urodziła mu się córka i nie widzi poza nią świata. Cały czas chodzi na spacery z nią i jej uroczą mamą Lizzie, którą poznał po zakończeniu ich trasy koncertowej już pięć lat temu.
Jak się pewnie domyślacie, Niall i Stella są razem i mają się dobrze. Spodziewają się ich pierwszego dziecka, więc Niall chodzi cały podenerwowany, cały czas pytając, czy Stelli czegoś nie potrzeba. Ale nasz Horanek zawsze taki był, więc nikt się nie dziwi.
Liam i Danielle niedawno obchodzili swoją szóstą rocznicę ślubu. Mają dwójkę dzieci i spodziewają się następnego. Dani mówi, że to już ostatnie, bo rodzenie dzieci jest bardzo męczące. W sumie coś o tym wiem i zgadzam się z tym stwierdzeniem.
Na koniec zostawiłam Zayna, który także zalazł miłość swojego życia. Poznał Sophie w czasie krótkiej wizyty we Francji i jak mówi, zakochał się od pierwszego wejrzenia. Wzięli ślub już ponad rok temu, a teraz starają się o dziecko.
Większość z Was na pewno zastanawia się co z One Direction. Jeśli chodzi o zespół to oczywiście nadal istnieje, a chłopcy mają zamiar koncertować do emerytury. Na razie mają jednak małą przerwę, ponieważ wszyscy chcą w pełni poświęcić się swoim rodzinom. Tak więc wszyscy mamy się dobrze, a Directioners to cały czas te same, szalone fanki.


KONIEC 




poniedziałek, 10 września 2012

Część trzydziesta piąta - ostatnia


*Następnego dnia*
-Tutaj jest pani wypis, proszę na siebie uważać. – lekarka wręczyła mi dokument i zaraz po tym wyszliśmy z Louisem ze szpitala.
-Koncert przełożyliśmy na jutro, więc dzisiejszy wieczór mam wolny. To znaczy już zajęty, tak jak i ty, bo cię gdzieś zabieram. –uśmiechnął się.
-Mogę chociaż wiedzieć gdzie? –zapytałam.
-Nie. –pokiwał przecząco głową.
-Jasne, jak zwykle. –odwróciłam głowę, udając obrażoną.

Dojechaliśmy do hotelu i natychmiast udałam się do pokoju, który dzielę ze Stellą. Nie pytajcie, dlaczego mieszkam ze Stellą a nie z Lou. Po prostu wspólnie uznaliśmy, że my nie chcemy mieszkać z takimi bałaganiarzami jak oni a oni nie chcą mieszkać z kimś, komu uszykowanie się zabiera tyle czasu co nam. I w ten oto sposób sprawa się rozwiązała. Było już późne popołudnie, więc nie miałam dużo czasu, by wybrać, w co się ubiorę na wieczór i oczywiście na odświeżenie się. Weszłam więc jak pershing pod prysznic, nawet nie zauważyłam, że mojej współlokatorki nie było w pokoju. Po dziesięciu minutach wyszłam i sięgnęłam do walizki (której oczywiście jeszcze nie zdążyłam rozpakować) po sukienkę w kwiaty, która wydawało mi się, że będzie pasowała gdziekolwiek pójdziemy. Ubranie się, wymalowanie i wyperfumowanie, wiecie, wszystkie czynności, które po kolei wykonują dziewczyny idąc na randkę, zajęły mi jakieś pół godziny i o 18 byłam już gotowa. Nie miałam pojęcia, o której przyjdzie Lou, więc próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie odbierał. Po chwili do pokoju weszła Stella.
-Jesteś już gotowa? A to świetnie, idziesz ze mną. –zaczęła ciągnąć mnie za rękę.
-Jak to? Gdzie tym razem?
-Dobra, a więc tak, jedziesz na ostatnie piętro, potem przejmie cię już ktoś inny. –puściła mi oczko, wpychając do windy. Podejrzewałam, że to Lou kazał jej doprowadzić mnie do wskazanego miejsca, więc wcisnęłam w windzie guzik z numerkiem 27. Był to najwyższy numer, więc stwierdziłam, że prowadzi na ostatnie piętro. Po kilku chwilach dotarłam już na miejsce. Wychodząc z windy zauważyłam czerwone róże, rozsypane tak, że prowadziły w jednym kierunku. Szłam, więc tam, gdzie wskazywał ‘szlak’. Nagle przed moimi oczami pojawił się Louis.
-Gotowa? –zapytał.
-Tak? –odpowiedziałam niepewnie –Ale chyba nie zrzucisz mnie z dachu?
-Nie, no co ty, –uśmiechnął się –chodź. – otworzył drzwi prowadzące, tak jak podejrzewałam, na dach. Przeszłam przez nie, sama nie wiedząc, czy powinnam to robić, gdyż mam lęk wysokości, a 27 piętro to jednak jakaś wysokość… Moim oczom ukazał się stolik, na którym uszykowana była kolacja ze świecami i zdumiewający widok, znajdujący się w jego tle. Tyle światełek, które oświetlały Los Angeles, naprawdę zabierały dech w piersiach. Coś niesamowitego.
-Pięknie tu. –powiedziałam, rozglądając się dookoła.
-Taak. –odpowiedział, odsuwając moje krzesło i pomagając mi usiąść. Zjedliśmy pysznego kurczaka popijając naturalnie wodą, gdyż wino w moim przypadku nie przejdzie.     
Następnie Louie wstał i kazał mi podążać za nim, do barierki, znajdującej się naturalnie na krawędzi dachu.
-Nie! Dalej nie idę! –oburzyłam się, zatrzymując wykonywanie kroków jakieś dwa metry od barierki.
-Nie ufasz mi? –zapytał zdziwiony.
-Ufam, ale się boję i dobrze o tym wiesz.
-No to się kurcze nie bój, bo jesteś tu ze mną. –uśmiechnął się i chwycił za rękę, prowadząc coraz to bliżej barierki. Nie spostrzegłam się, gdy stałam już przy nie, cała się trzęsąc. Louis stał za mną, obejmując mnie od tyłu I co jest okej?
-Tak, ale stój tam cały czas. –powiedziałam, opierając na nim głowę.
-Dobra, teraz się odwróć. – posłusznie go posłuchałam i odwróciłam się, spoglądając w jego oczy –Mam coś dla ciebie. –uśmiechnął się i uklęknął, wyciągając małe pudełeczko, znajdujące się w jednej z kieszonek jego garnituru – Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją własną, osobistą panią Tomlinson?

* * *
I tym oto sposobem kończymy Love With One Direction ...
Wieczorkiem pojawi się jeszcze epilog i to pod tamtym postem pozwolę sobie na jakieś głębsze przemyślenia :) 

czwartek, 6 września 2012

Część trzydziesta czwarta


Obudziłam się w białej sali, przepełnionej bliżej mówiąc niczym. Oprócz mnie było w niej łóżko, okno i powietrze, nic więcej. Czy ja serio umarłam? Wokół nie było nikogo. Musiałam umrzeć, bo przecież cały czas ktoś koło mnie był. Jak nie Stella to Lou, albo chłopcy. Mam się więc oficjalnie godzić z myślą, że nigdy ich nie zobaczę? Moje jakże niemiłe przemyślenia przerwała wysoka kobieta w białym fartuchu wchodząca do sali, w której leżałam.
-Widzę, że już się pani obudziła. Chyba nie będzie to problem, jeśli pozwolę pani przyjaciołom wejść do środka?
-Przepraszam, może mi pani powiedzieć, co ja tutaj w ogóle robię? –zapytałam, czując się bardzo słabo. Z wielkim trudem udało mi się wypowiedzieć to zdanie.
-Straciła pani przytomność kilka godzin temu. Pani koleżanka zadzwoniła po karetkę, jak się okazało jest pani w ciąży, na szczęście dziecku już nic nie zagraża –uśmiechnęła się –to jak mogę wpuścić pani przyjaciół? Bardzo się niepokoją na korytarzu.
-Tak, oczywiście –zaczęłam sama nie wierząc to co ta kobieta przed chwilą powiedziała – ale niech na razie wejdzie tylko Louis Tomlinson. Proszę powiedzieć reszcie, że mają jeszcze chwilę poczekać.
-Oczywiście, tylko proszę nie rozmawiać długo, nadal jest pani słaba…
-Dobrze. –kiwnęłam twierdząco głową, a kobieta oddaliła się. W mojej głowie nadal panował wielki mętlik, może mi się to wszystko śni, a może ja faktycznie już nie żyję i myślę o głupotach. Sama nie wiedziałam, ale na myślenie też nie miałam zbytnio czasu, gdyż przerwał mi Louis. Jak to możliwe, że ja jestem w ciąży? To był tylko jeden raz, a po drugie zabezpieczyliśmy się. To jest chore, ale najwyraźniej jest rzeczywistością, skoro koło mojego łóżka pojawił się Lou.
-Ja.. ja.. –zaczął się jąkać –jak to możliwe?
-Louis, ja… -mój głos zaczął drżeć.
-Nie, dobra, nie gadajmy o tym –usiadł na łóżku i chwycił mnie za rękę.
-Lou, jak mamy o tym nie rozmawiać, będziemy rodzicami. Nie dociera to do ciebie? –pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, Louis widząc to, automatycznie ją starł.
-Dociera, będziemy mieć malutkiego dzidziusia i zaopiekujemy się nim najlepiej, jak tylko umiemy. Nie przejmujmy się tym na razie, dobrze? Najważniejsze, że nic wam nie jest –uśmiechnął się i w sumie sprawił, że się uspokoiłam.
-Myślałam, że ty nie..
-Źle myślałaś, kocham ciebie i kocham to dzieciątko, które właśnie rozwija się w twoim brzuchu, rozumiesz? Na serio myślisz, że mógłbym byś takim skończonym idiotą, żeby zostawić tak wspaniałą, kochaną, uroczą, piękną, zabawną…
-Louis! Wystarczy, dziękuję – podniosłam się do pozycji siedzącej i przytuliłam się do niego najmocniej jak tylko umiałam.
-Dobra, dosyć ja muszę do niej wejść, nie obchodzi mnie to, że ona chce się miziać z Louisem do cholery, wszyscy jesteśmy jej przyjaciółmi – usłyszałam głos Harolda, wydzierającego się na korytarzu, po chwili pojawił się w progu.
-Harry wystarczy mnie dla wszystkich, nie bój się –uśmiechnęłam się, odklejając się od Lou.
-Tak, tak to z pewnością, ja jednak z inną sprawą –zaczął mówić, a w między czasie pozostała czwórka zaczęła schodzić się do sali- mam nadzieję, że wiesz jak masz nazwać dziecko –Harry uniósł brwi.
-Harry daj spokój, to nie będzie ani Harold, ani Haroldzia – do środka weszła Stella, od razu podchodząc do mojego łóżka – narobiłaś mi niezłego stracha –zrzuciła z łóżka Lou, wcale nie zwracając na niego uwagi, gdy wylądował na podłodze, co wyglądało dość komicznie. Potem usiadła na jego miejscu.
-Wiem, przepraszam, powinnam coś zrobić z tym bólem od razu, przepraszam –zaczęłam się tłumaczyć.
-Już dobrze – uśmiechnęła się, przytulając mnie.
-Wiecie, jestem trochę zmęczona, przespałabym się… –powiedziałam.
-Dobry pomysł, my wyjdziemy – powiedział Lou zabierając całą zgraję na zewnątrz. Wrócił tylko na chwilę, by mnie pocałować.
-Wy nie macie dziś koncertu? –zapytałam, przypominając sobie, że przecież jesteśmy w USA.
-Nie, już nie mamy –odpowiedział, oddalając się.
-Louis nie musieliście odwoływać koncertu przeze mnie… -udało mi się to powiedzieć tak, by jeszcze  usłyszał.
-Śpij dobrze –uśmiechnął się, omijając moje poprzednie zdanie. Nie pozostało mi więc nic innego, niż spróbować zasnąć. Ciągle jednak nie dochodziło do mnie to, że za dziewięć miesięcy zostanę mamą. Zasnęłam z myślą, że wszystko może się jednak jakoś ułoży. Bez względu na to, czy dam radę zaopiekować się dzieckiem, będą przy mnie zarówno Louis jak i reszta naszej paczki.


* * *
Cześć !
Muszę Wam powiedzieć, że zmierzamy do końca. :( Ostatni rozdział wraz z epilogiem pojawi się w niedzielę. :') Komentujcie, dodawajcie bloga do obserwujących. : )

Twitter : @DayDream_x33

poniedziałek, 3 września 2012

Część trzydziesta trzecia


Wróciliśmy do domu po 16, po drodze odwiedziliśmy Patio w celu skonsumowania posiłku, jak i poinformowania szefa o moim wyjeździe. Wyraźnie nie był zadowolony. Wydaję mi się, że chciał zarobić na moim związku z Louisem. Tak, czy tak potrzebuję tej pracy, więc po powrocie z USA wrócę, by znowu śpiewać w lokalu.

-Chyba powinnyśmy zacząć się pakować już teraz, wątpię, że jeden dzień… i to nie cały dzień! – przeraziła się – starczą nam na zapakowanie wszystkich dupereli –powiedziała Stella, rozsiadając się na sofie.
-Dlatego siedzisz na kanapie? –zapytałam ironicznie.
-No właśnie! Chyba pójdę na górę, co ty na to?
-Idź pakuj się kobieto! – wrzasnęłam, by przekonać ją do tego, że na serio zostało nam bardzo mało czasu. Po kilku minutach sama wzięłam z niej przykład i udałam się na górę, do swojego pokoju, by zaplanować, które rzeczy zabieram, a które zostają. Na początek do walizki trafiły jakieś t-shirty, potem kilka bluz, par spodni, koszul i moje ulubione szorty. Do Stanów jedziemy na równy miesiąc, więc trochę ubrań z pewnością będzie mi potrzebnych. Do drugiej, tym razem mniejszej walizki zaczęły trafiać kosmetyki, perfumy i wszystko, czego kobieta potrzebuje do ‘poprawienia’ urody. Nagle do mojego pokoju wleciała Stella z dwoma bluzkami w rękach.
-Ta czy ta? Mam miejsce tylko na jedną, a lubię oby dwie, musisz mi doradzić, w której lepiej. Bo wiesz w sumie mogłabym wziąć oby dwie, jeśli wyrzucę jakąś inną ale nie mogę się zdecydować, więc postanowiłam, że przyjdę do ciebie, –wyobraźcie sobie, że powiedziała to wszystko na jednym wdechu – więc która? –zapytała, głupio się uśmiechając.
-Czerwona, –spokojnie zdecydowałam, wskazując na bluzkę znajdującą się po mojej prawej stronie –lepiej tobie w czerwieni – uśmiechnęłam się.
-Okej, w takim razie pakuję tą. – tym razem zmieniła swój głupiutki śmiech w coś jak chichot…

Około 20 moje walizki nadal nie były spakowane, ale nie miałam zamiaru męczyć się z nimi już dziś, dlatego odstawiłam je na bok, kładąc się na łóżko. Moje wylegiwanie nie trwało zbyt długo, bo usłyszałam dochodzący z zewnątrz krzyk.
-Dalej Julia wychodź na balkon! Romeo na ciebie czeka! –darł się Niall.
-Idę! –odwzajemniłam krzyk i wyszłam na balkon. Zobaczyłam naprzeciw nie tylko Nialla, ale także Lou.
-No to ja was zostawię samych gołąbeczki –Niall słodko się uśmiechnął i czym prędzej opuścił swój balkon.
-Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z okna. Ono jest wschodem, a Julia jest słońcem! –Louis zaczął serio wczuwać się w rolę Romea.
-Tak, tak... Skończyłeś już? –zapytałam, unosząc brwi.
-Nie podoba ci się? –posmutniał.
-O! Mów, mów dalej, uroczy aniele; bo ty mi w noc tę tak wspaniale świecisz. –zaczęłam bawić się w Julię.
-Jesteś niezłą Julią. – powiedział wpatrując się we mnie z naprzeciwka.
-Tobie też Romeo całkiem, całkiem wychodzi. –uśmiechnęłam się.
-Idziemy się gdzieś przejść?
-Nie, chyba jestem troszkę zmęczona, już zaczęłam się pakować…
-My też. Nie wiem, kto zabierze te bagaże bo w sumie jesteśmy spakowani jak byśmy się przeprowadzali. Niall chce zabrać ze sobą przenośną lodówkę, bo myśli, że ani w samolocie, ani w hotelu nie dostanie jedzenia…
-Słyszałem! –wydarł się zza pleców Louisa Niall. Moją jedyną reakcją był face palm jak możecie się domyślić.
-Dobra mniejsza z nim, –Lou wskazał na biegającego za sobą Nialla – widzimy się jutro. Pójdziemy do Milkshake City jeszcze przed wyjazdem?
-Yhym. –przytaknęłam.
-Świetnie. Wpadniemy z chłopakami koło południa. Bądźcie gotowe. A teraz idę bo najwidoczniej Zayn i Harry znowu się kłócą. – powiedział, gdy dało się usłyszeć dziwne odgłosy wydawane przez Harolda, dochodzące z głębi ich domu.
-Jasne, do jutra. –uśmiechnęłam się i wróciłam do domu, machając Lou.
Po szybkim prysznicu od razu położyłam się do łóżka i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

*Kilka dni później*
Od kilku dni jesteśmy już w USA. Na początku troszkę nie radziłam sobie ze zmianą strefy czasowej, ale teraz, po kilkunastu dodatkowo przespanych godzinach jest już okej. Jedyna rzecz, z jaką sobie nie radzę jest okropny ból brzucha, od paru godzin leżę na łóżku i nie mogę się z niego podnieść. Najgorsze jest to, że nie ma żadnego racjonalnego powodu, by go wytłumaczyć. Odżywiam się zdrowo i nie jadłam nic przeterminowanego, a o miesiączce także nie ma mowy. Stella siedzi ze mną cały dzień bo jak możecie się domyślić Louis ma próby i koncerty, co w sumie było do przewidzenia, więc nie mogę narzekać. Zgadzając się na wyjazd musiałam liczyć się z tym, że chłopcy nie będą mieli dla nas tyle czasu, co w Londynie. Dobra, w każdym bądź razie nie mam siły o tym myśleć, bo mój brzuch z każdą chwilą zamienia się w tykającą bombę. Mimo, że ból był silny, musiałam załatwiać swoje sprawy fizjologiczne, dlatego wstałam z łóżka, udając się do toalety. W pewnym momencie poczułam nasilające się duszności i zrobiło mi się czarno przed oczami. Chyba upadłam na ziemię, bo zabolało mnie ramię. Nie wiem, co potem. Może umarłam…

* * *
Taki trochę dziwny, przepraszam. Coś ostatnio słabo u Was z komentarzami :( Moglibyście się trochę postarać, bo długo już na tym blogu nie zabawię :(
Jeszcze jedna sprawa na dobicie: ROK SZKOLNY SIĘ ZACZĄŁ -.-
Chyba pójdę wpaść pod pociąg... A co z Wami? Zaczynacie dopiero jakąś szkołę, czy może już dawno znacie swoją klasę?

Tyle ode mnie :) Postarajcie się trochę z  komentarzami :) Z góry dziękuję :) xxxx









piątek, 31 sierpnia 2012

Część trzydziesta druga


-No w końcu, –powiedziałam –wyjaśnicie mi może o co chodzi?
-Nie przez telefon. Może spotkajmy się w mieście?
-Jasne… Tylko powiedz mi gdzie.
-Milkshake City. My będziemy tam za chwilę bo jesteśmy w centrum, a wy możecie się powoli zbierać.
-Dobra, –powiedziałam zrezygnowana i wstałam z kanapy – będziemy za kilka minut.
-Yhym, czekamy –powiedział i rozłączył się. Natychmiast poszłam do pokoju Stelli i kazałam jej się zbierać. Po pięciu minutach zeszła na dół i mogłyśmy jechać do chłopców. Droga do Milkshake City wcale się nie ciągnęła, na mieście nie było też korków. Bez problemu dojechałyśmy już po 10 minutach. Na miejscu zastałyśmy nie tylko czwórkę chłopców, którzy poprzedniej nocy zdemolowali nasz dom, ale także całego i zdrowego Malika.
-Hej, –rzuciłam, gdy tylko go zobaczyłam – wszystko w porządku? Miałeś wrócić dopiero pojutrze…
-Mieliśmy coś do obgadania... –odpowiedział niepewnie.
-Powiecie o co chodzi, bo tak trochę nie fajnie zostawiać nas w domu bez żadnych wieści. –powiedziała lekko wkurzona na Nialla Stella.
-Taa, no właśnie... –zaczął Horan – Musimy wam coś powiedzieć, tylko się nie gniewajcie…
-Mów! –wydarła się.
-Spokojnie, –uspokoił ją Niall – chodzi o to, że…
-Jezu Niall powiedz to w końcu. – teraz to ja ‘wkroczyłam do akcji’.
-Okej, chodzi o to, że musimy wyjechać w trasę już w tym tygodniu, – odważył się Harry – okazało się, że wszystkie bilety zostały wyprzedane i by każdy mógł nas zobaczyć damy jeszcze kilka dodatkowych koncertów.
-Aha, czyli mamy dla siebie jeszcze mniej czasu, super. –powiedziałam z sarkazmem, wyciągając kciuk do góry.
-No właśnie, jest jeszcze coś – uśmiechnął się Niall –wy możecie jechać z nami.
-Jeśli chodzi o mnie, to wiecie jaka jest sytuacja, natomiast Stella może jechać. –posmutniałam i najzwyczajniej w świecie wyszłam z lokalu, bo nie miałam najmniejszego zamiaru słuchać całej tej sielanki dotyczącej koncertów.
-Możesz poczekać!? –krzyknął idący za mną Louis.
-Mogę –odwróciłam się –i co to da? Znowu zaczniesz mnie namawiać, żebym z wami jechała, ale wiesz, że nie mogę. Moja mama nie jest w stanie wysyłać mi co miesiąc pieniędzy, dlatego muszę jakoś sama na siebie zarobić.
-Powiedziałem ci, że nie musisz pracować?
-I mam być zależna od ciebie? –odpowiedziałam pytaniem na pytanie –Nie mam zamiaru tego robić. Wiesz jak boli mnie to, co mówią o mnie twoje fanki? Cały czas tylko cię wykorzystuję i jestem z tobą tylko dla pieniędzy. Jeśli…
-Powiedziałem ci kiedyś, że nie masz się tym przejmować. One i tak będą mówić te rzeczy, nieważne co ty zrobisz. Nie rozumiesz, że ludzie zazdroszczą ci tego, że ze mną jesteś? Ale raczej powinni zazdrościć mi, że to ty jesteś ze mną. –zbliżył się do mnie – Jesteś bez wątpienia najlepszym co mnie w życiu spotkało i zrobię dla ciebie wszystko. Masz jechać ze mną w tą trasę i nie kłóć się więcej.
-Ale Lou…
-Nie ma żadnego ale. Jedziesz ze mną i z chłopakami. Stella pewnie też się zgodzi więc ona jedzie z nami.
-Louis…
-Powiedziałem,  że nie masz się ze mną kłócić? –zrobił groźną minę i pogroził mi palcem – Jak będziemy z powrotem w Londynie to wrócisz do Patio. Tobie też należą się wakacje. A teraz ja się tobą zajmę. –uśmiechnął się.
-Dziękuję, – odwzajemniłam uśmiech i mocno się w niego wtuliłam –kocham cię.
-No i to ja rozumiem. –objął mnie ramieniem i wróciliśmy do MSC.
-Czyli, że mam rozumieć, że ty też jedziesz z nami? –zwrócił się do mnie Harry. Nic nie odpowiedziałam tylko pokiwałam twierdząco głową i uśmiechnęłam się –świetnie. Musimy kupić shake ‘i , żeby to uczcić! –wydarł się i ruszył do kasy w stylu Supermana. Po chwili wrócił z tacką zapełnioną shake’ ami. Wszyscy sięgnęliśmy po jednego i po chwili wszystkie były już opróżnione. 






wtorek, 28 sierpnia 2012

Część trzydziesta pierwsza


Chodziliśmy po londyńskich ulicach, oświetlonych tylko kilkoma latarniami. Ku zdziwieniu nie tylko pewnie mojemu, ulice były prawie puste. Co kilka minut mijał nas tylko pojedynczy przechodzień. Po kilkunastu dobrych minutach spaceru w milczeniu, doszliśmy do parku. Usiedliśmy na ławce, cały czas trzymając się za ręce.
-Wiesz, że niedługo jedziemy w trasę? –przerwał ciszę.
-Wiem, już za dwa tygodnie. –posmutniałam, mówiąc to.
-Dlatego musimy spędzić ze sobą jak najwięcej czasu, no chyba, że chcesz jechać ze mną…
-Wiesz, że nie mogę, muszę być w Patio…
-Nie musisz pracować.
-Muszę i nie rozmawiajmy o tym.
-Jak wolisz…

-Wiesz, chyba będziemy już wracać, zimno mi. –powiedziałam, pocierając własne ramiona.
-Masz. –owinął mnie swoją bluzą i wstaliśmy z ławki.
-Zmarzniesz, weź ją z powrotem.
-Nie obchodzi mnie to, dla mnie ważniejsze jest to, że ty nie zmarzniesz. –uśmiechnął się, jeszcze bardziej ‘wciskając’ na mnie swoją bluzę.
-Jesteś słodki, mówiłam ci już kiedyś, że cię kocham? –odwzajemniłam jego uśmiech i zbliżyłam się do niego, stając naprzeciw.
-Hmm, raz czy dwa… –jego uśmiech stał się jeszcze słodszy, więc postanowiłam go pocałować. Mimo, że czułam w tym pocałunku nutkę piwa, którego nie trawię, miał on w sobie coś magicznego, jak każdy nasz pocałunek.
-Okej, więc powiem jeszcze raz, kocham cię. – szepnęłam, odklejając się od niego.
-Idźmy już do domu, faktycznie zrobiło się zimno… –widziałam, że nieco trzęsie się z zimna, a oddanie mu bluzy nie wchodziło w grę (na pewno uparł by się, że nie mam jej oddawać), więc twierdząco kiwnęłam głową i razem ruszyliśmy w stronę domu. Droga powrotna minęła trochę szybciej, gdyż oboje trzęśliśmy się z zimna. Właściwie to mieliśmy początek lipca, więc dziwiło mnie takie zimno…

Gdy weszliśmy do domu, każda ze znajdujących się tam osób spała. Liam pewnie zasnął oglądając swoje bajeczki, Stella i Niall wtuleni w siebie leżeli na jednej z kanap, natomiast Harry spał pod stołem… Postanowiliśmy nie przerywać żadnemu z nich, dlatego razem udaliśmy się na górę.  Weszliśmy do mojego pokoju przebrałam się w piżamkę, czyli dłuższą koszulkę. Poszłam do łazienki zmyć makijaż, jak wróciłam Louis już leżał w łóżku. Szybko przyłączyłam się do niego, wtulając się w moją ulubioną poduszkę, czyli jego klatkę piersiową.
-Zimno mi. – powiedziałam smutnym głosem.
-Znam jeden sposób żeby się rozgrzać. – odpowiedział i złączył nasze usta w jedność. Następnie całowaliśmy się bardziej zachłannie. Louis wsunął swoją dłoń pod moją koszulkę, napierając swoje ciało na moje. Kilka chwil później oboje byliśmy już nadzy, czując się najszczęśliwsi na świecie.

Obudziłam się, leżąc już sama w łóżku, a z tego co pamiętam, zasypiałam z Lou. Wstałam więc w celu znalezienia mojej zguby. Na dole zastałam jeszcze większy syf niż, gdy wczoraj wróciliśmy do domu. Nie wiem jak to możliwe, skoro wszyscy spali, może po ciemku nie widziałam tego stosu butelek i porozsypywanych chipsów. Harold nadal leżał pod stołem, Stella w tym samym miejscu, gdzie wieczorem, a reszty po prostu nie było. Przeszukałam jeszcze kuchnię, wyszłam na taras, ale tam też ich nie znalazłam. Wybrałam więc numer do Louisa, niestety to, co usłyszałam, to tylko poczta głosowa. Następny był Liam.
-Gdzie wy jesteście? –zapytałam, gdy tylko odebrał.
-W studio, nie mogę rozmawiać, oddzwonię za kilka minut –jedyne, co usłyszałam, bo potem się już rozłączył. Tak w ogóle, to jak oni mogli jechać do studia bez Harrego i Zayna? Dobra, przecież i tak mi to wyjaśnią. Postanowiłam się dalej nie zastanawiać i obudzić Harolda, który miał podobno posprzątać mój salon.
-Wstajemy śpiąca królewno! –wydarłam się, klękając przy nim.
-Nie mamo! –odwzajemnił mój krzyk.
-Tak dziecko i się nie kłóć, tylko sprzątaj tu!
-Nie drzyj się tak. Łeb mnie boli, mogłabyś zapodać jakąś aspirynę a nie się wydzierasz.
-Aspiryna jest w kuchni, druga szuflada po prawej. Mam nadzieję, że wiesz, która to prawa. Za piętnaście minut jestem z powrotem i salon ma lśnić. Rozumiemy się?
-Ktoś przepraszam powiedział, że ja mam to sprzątać? –zapytał zdezorientowany.
-Tak, ty. –cwaniacko się uśmiechnęłam i udałam na górę z nadzieją, że jednak Harry posprząta salon. Ubrałam brązowe legginsy i białą koszulę. Potem udałam się do łazienki i zrobiłam lekki makijaż. Na dół zeszłam, tak jak obiecałam po piętnastu minutach. Ku mojemu zdziwieniu na dywanie nie było chipsów, a po kątach nie walały się puste butelki po piwach. Mogłam nawet powiedzieć, że było czysto. Nigdzie nie było widać Harrego, na stole znalazłam natomiast karteczkę z napisem: ‘Muszę dołączyć do chłopaków w studio. Spotkamy się wszyscy popołudniu. H. xxxx ‘ Znowu zadałam sobie pytanie po co oni w ogóle jadą do tego studia. Przecież trasa zaczyna się dopiero za dwa tygodnie. Do tego czasu mieli mieć wakacje. Coś musiało być nie tak, bo inaczej przecież nie musieli być w studio.
Stella także ogarnęła się i poszła do swojego pokoju, gdy tylko dowiedziała się, że chłopcy musieli pilnie spotkać się z managerem. Ja zostałam na dole i pooglądałam chwilę telewizję. Po kilku minutach zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam połączenie przychodzące od Liama, więc bez zastanowienia odebrałam.

* * *
Więc jestem. Pen drive się znalazł, ale były z nim małe problemy, więc dodaję teraz. Powiem tylko, że z rozmowy z Liamem nic nie wyniknie, ale po prostu musiałam przerwać w tym momencie bo inaczej by nie pasowało.. :) 
Mam nadzieję, że wszystkim się podoba :)
Tyle ode mnie xx

Część trzydziesta


W końcu po kilkunastu, wiecznie ciągnących się sekundach patrzenia się na siebie, Louie uśmiechnął się i podszedł do mnie. Ścisnął jeszcze bardziej niż Stella, po czym pocałował.
-No to pierwszą małżeńską kłótnię chyba macie za sobą! –krzyknął Harold.
-Tak,widocznie, –uśmiechnęłam się, podchodząc do reszty, wtulona w Louisa –idziemy gdzieś? –zaproponowałam.
-No jakiśobiad by się przydał. – usłyszeliśmy pewnie głodnego już Horanka.
-Idźmy do Patio, co? –zaproponował Liam.
-Yhym, mam ochotę na pizzę. –stwierdził Niall, chociaż moim zdaniem i tak zjadłby cokolwiek byśmy mu zaproponowali. Wszyscy zgodzili się na pizzę, więc wsiedliśmy w samochody (dop. aut. liczba mnoga, ponieważ oboje Rose i Harry przyjechali samochodami) i czym prędzej udaliśmy się do Patio. Za namową Nialla zamówiliśmy aż trzy pizze, były to: hawajska z ananasem, z kebabem oraz najzwyklejsza margheritta. Siedzieliśmy w restauracji do 18, sama nie wiem, jak ten czas leciał. Potem postanowiliśmy wrócić do domu. Właściwie to Stella się wyprowadziła, ale skoro się pogodziliśmy to chyba z powrotem się wprowadza, nie? Dla mnie nadal nie było to jasne, więc zapytałam, gdy tylko wysiedliśmy z samochodu:
-Ale ty wracasz do domu, nie?
-Amm, nie wiem? –odpowiedziała w zasadzie pytaniem na pytanie…
-Jak to nie wiesz? –zrobiłam się coraz poważniejsza.
-Żartowałam głupolu, chciałam zobaczyć twoją minę –szturchnęła mnie i ruszyła w stronę domu chłopców –a teraz chodź, zabierzemy moje rzeczy.
-Już idę, ai nie mów do mnie głupolu! –zażartowałam i ruszyłam za nią.
Zabrałyśmy rzeczy Stelli i zaniosłyśmy jej do naszego wciąż wspólnego domu. Żaden zchłopców nam nie pomógł, bo w sumie takowej pomocy nie potrzebowałyśmy. Rozpakowałyśmy razem ubrania Stelli i zeszłyśmy na dół w celu odbycia małegowieczoru filmowego. Podczas oglądania jednej z części ‘’Zmierzchu’’, ktoś bezczelnie nam przerwał.
-Otworzysz?–usłyszałam pytanie, gdy tylko zadzwonił dzwonek.
-Jasne–odpowiedziałam zrezygnowana i podniosłam zad z kanapy. Kiedy otworzyłam drzwi ujrzałam całą czwórkę z browarami i czymś jeszcze mocniejszym w rękach. Sama się zdziwiłam, że Daddy na to pozwolił –co wy tutaj robicie? –zapytałam, gdyzaczęli sami z siebie przekraczać próg naszego domu.
-Impreza!–wydarł się już narąbany Harold.
-I ty na to pozwalasz? –zwróciłam się do stojącego naprzeciw Liama.
-O ile nie dzieje się to w naszym domu…
-No chyba chory jesteś. I ma się to dziać tutaj? –zapytałam, unosząc brwi.
-A masz coś przeciwko? –odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Wiedz tylko, że ja sprzątać nie będę.
-O to sięnie martw, Harry został powiadomiony, że to posprząta. Był wtedy tylko pijany,więc zgodziłby się na wszystko…
-Taa, uspokoiłam się. –powiedziałam z sarkazmem, udając się do salonu, gdzie już odbywało się PARTY HARD. Harold tańczył na stole swój słynny cziken dens, Lou popijał w kącie jakiegoś browara, Niall miział się gdzieś ze Stellą, a Liam grzecznie oglądał Toy Story…
-Będziesz tutaj tak siedział? –zapytałam, podchodząc do Louisa.
-Tak, no chyba że chcesz mnie gdzieś zabrać –poruszył cwaniacko brwiami.
-Ewentualnie na izbę wytrzeźwień –odpowiedziałam.
-Nie przesadzaj nie jestem pijany. –wstał, udowadniając, że sam trzyma się na nogach.
-Wiem, –uśmiechnęłam się i chwyciłam go za rękę –idziesz ze mną na spacer?
-Już po 22, serio chcesz na spacer?
-No właśnie dlatego zapytałam ciebie. Mam nadzieję, że jak ze mną pójdziesz to nic mi się nie stanie –zrobiłam maślane oczka, prosząc, by się zgodził.
-W takim razie chodź –objął mnie ramieniem i udaliśmy się w stronę wyjścia, rzucając tylko krótkie ‘wychodzimy’ do jedynego w towarzystwie trzeźwego Liama. 




**
Jest internet jest impreza. Dodaje jak najszybciej z telefonu, póki mam okazje...
Nie bede sie rozpisywać bo zbytnio mi sie nie chce, ale poproszę tylko o komentarz na dole :)

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Część dwudziesta dziewiąta


Moja najspokojniejsza w całym życiu kąpiel dobiegła końca po półtorej godzinie. Wtedy to wyszłam z wanny, udając się do pokoju. Na moim telefonie widniało 5 nieodebranych połączeń od Lou i jedno od Stelli. Były sprzed chwili, więc postanowiłam oddzwonić. Nie zdążyłam nawet wybrać numeru do żadnego z nich, bo ktoś zapukał do moich drzwi. Gdy tylko je otworzyłam, ubrana w słodką piżamkę z jednorożcem, zobaczyłam Louisa, Stellę i Harrego.
-A wy co przepraszam? –zapytałam dziwiąc się, ze przyszli tak liczną grupą.
-Mogła byś łaskawie odbierać telefon bo ci tutaj –Harry wskazał na Stellę lewą ręką i na Lou prawą – odchodzą od zmysłów?
-Siedziałam w wannie, czy wy moglibyście na serio nie pilnować mnie na każdym kroku? To już jest paranoja, nie mogę się najnormalniej w świecie wykąpać? Nie słyszałam telefonu, przepraszam – wydarłam się, bo wydawało mi się, że to trochę nienormalne z ich strony…
-A jakby coś ci się stało? –zaczęła Stella.
-Co miało mi się stać? Ja rozumiem, że wypadek i że jesteś teraz przewrażliwiona na punkcie wszystkiego, ale daj sobie już spokój. Nie możesz się tak zachowywać do końca życia. Zrozum to – chyba ją to zabolało bo nie odpowiedziała nic, tylko ze łzami w oczach odwróciła się i pobiegła w stronę domu chłopców –Stella –próbowałam za nią wołać już dużo spokojniejszym głosem ale nic to nie dało…
-Nie powinnaś tego mówić. –skwitował mnie Harry i poszedł za Stellą.
-Cholera! –wydarłam się i skierowałam do salonu z ciągle nasilającym się płaczem. Louis szedł za mną, bo dało się słyszeć jego kroki. Położyłam się na sofie i zaczęłam ryczeć jeszcze mocniej. Po jakiś dwóch minutach, gdy nieco się uspokoiłam zapytałam:
-Po co nadal tu stoisz? Idź do nich, pogadajcie jaka to jestem zła…
-Nawet tak nie żartuj –odpowiedział i usiadł koło mnie –ale fakt, mogłaś się trochę uspokoić. Wiesz, że nie tylko Stella się o ciebie martwiła. Gdybyś odebrała ten telefon, na pewno nie byłoby tej całej sytuacji...
-Jak miałam odebrać ten cholerny telefon skoro siedziałam w wannie? Rozumiem, że się martwicie, ale dajcie sobie na wstrzymanie. Nie mam pięciu lat i umiem się sama sobą zająć.
-Dobra. Skoro tak to idź się sobą zajmować! –krzyknął i tak samo szybko opuścił mój dom. Nagle poczułam ukłucie w brzuchu. Jakby coś złego się stało. Tak, właściwie to się stało. Jak mogłam coś takiego im powiedzieć, przecież to są w tej chwili dwie najważniejsze w moim życiu osoby, a ja wylatuję do nich z takim tekstem. Pewnie gdybym była na ich miejscu też bym się denerwowała…

Z samego rana zjawiła się Stella, pakując swoje rzeczy i wyprowadzając do Nialla. Tak więc oficjalnie mieszkam sama, z czego ani trochę nie mam zamiaru się cieszyć. Żadne z mieszkających obok osób nie chce ze mną gadać (no oprócz Liama), czemu się wcale nie dziwię. Do Louisa próbowałam dodzwonić się przez całą noc, niestety bez skutku. Pewnie po kilku pierwszych razach wyłączył telefon. Nic nie mogłam innego zrobić. Siedziałam zalana łzami w mojej piżamie na łóżku, pisząc coś na kartce. Po całym dniu tego pisania powstało coś, co mogłabym nazwać piosenką. Oczywiście chciałabym pokazać ją moim przyjaciołom jeśli mogę jeszcze ich tak nazwać, ale większość z nich nie chce ze mną gadać. Po kilku minutach w mojej głowie narodził się pewien plan. Potrzebowałam tylko pomocy Liama...
-Cześć, potrzebuję twojej pomocy… – zadzwoniłam do niego, błagając Boga, by mi pomógł.
-Hej, mów co potrzebujesz.
-Dasz radę wyciągnąć całą czwórkę z domu?
-Jakoś muszę dać radę tylko mi powiedz, co zamierzasz.
-Przekonasz się na miejscu. Tylko proszę, obiecaj, że jakoś ich tam przyprowadzisz…
-Jasne, tylko powiedz gdzie.
-W parku koło szkoły, tuż przy fontannie. Tam na placu, koło pomnika…
-Jasne, miejsce naszego pierwszego występu p…
-Tak Liam, dokładnie. Mogę na ciebie liczyć?
-Jasne, będziemy tam.
-Dziękuję…

Natychmiast podniosłam się z łóżka i poszłam ogarnąć do łazienki. Nie chciałam wyglądać jak jedna z tapeciar, które mam ostatnio okazję często widywać, więc jeśli chodzi o makijaż, to tylko przypudrowałam twarz, aby się nie świeciła. Mój strój także ograniczyłam do minimum, sukienka w kwiaty to jedyna rzecz, jakiej mi teraz potrzeba… 

Wyjechałam z domu samochodem, udając się na miejsce 15 minut przed czasem. Stanęłam na środku placu, dokładnie w tym samym miejscu, w którym chłopcy po raz pierwszy występowali po X Factor. Miałam ze sobą tylko gitarę. Nagle nadjechał samochód Harrego, już wtedy wiedziałam, że Liam wywiązał się ze swojej obietnicy... Gdy zauważyłam chłopców wysiadających z samochodu oraz towarzyszącą im Stellę, zaczęłam śpiewać:


Widziałam, że gapiło się na mnie pełno przechodniów, ale jakoś mnie to nie obchodziło, gdyż liczyło się tylko to, że oni, ci których cały czas potrzebuję, nie odwrócili się i nie odeszli. Wysłuchali całej piosenki, cały czas patrząc mi w oczy.
-Przepraszam –jedyne, co z siebie wydusiłam, kiedy skończyłam śpiewać.
-Chodź tu –powiedziała Stella i zaraz podeszła, by mnie przytulić. Kiedy skończyłyśmy się tulić, tylko spojrzałam na Lou, który chyba cały czas był na mnie zły. Patrzyłam na niego z nadzieją, że zaraz do mnie podejdzie i przytuli tak samo mocno jak Stella. On natomiast był tak poważny, jak nigdy wcześniej. Nie wiedziałam, czy mam uciekać, bo chce mnie zabić, czy zostać, żeby poczekać na wyrok. 

* * * 
Piosenka - Everbody Hurts 
Mam nadzieję, że wszystkim się podoba. Tak jak już mówiłam, może uda mi się dodać następny jeszcze w tym tygodniu... Jeśli nie, to na pewno możecie się tak owego spodziewać w poniedziałek :) 
Tyle ode mnie, do później :) 

Linki:
@proveyouloveme - twitter 

piątek, 17 sierpnia 2012

Część dwudziesta ósma


O 18 wylądowaliśmy na lotnisku Heathrow, gdzie czekało mnóstwo fanek One Direction. Jako że chłopcy byli zmęczeni całym tym tygodniem, a Zayn nie był w dość dobrej formie, opuściliśmy lotnisko wyjściem dla ‘VIP’ ów’.
Pod domem, tak jak wcześniej zaplanowaliśmy, czekali rodzice Zayna, którzy zabiorą go do Bradford. Wszyscy pożegnaliśmy się z Malikiem i ruszyliśmy w stronę domu chłopców. Tylko Stella i Niall poszli do ‘nas’ bo Stella musiała ‘ochłonąć’ po jakże stresującym locie…
-Zrobisz jakąś kolację? –zapytałam, robiąc maślane oczka do Harolda.
-Zależy jak ładnie prosisz i co będę z tego miał..
-Proszę bardzo ładnie, – słodko się uśmiechnęłam –a będziesz miał satysfakcję, że nakarmiłeś głodną niewiastę –poruszyłam brwiami.
-Skoro tak to się zgadzam –uśmiechnął się i czym prędzej udał do kuchni.
 Po 19 wszyscy siedzieliśmy już przy stole zajadając się zapiekanką ziemniaczaną Harrego. Muszę przyznać, że jest świetnym (mimo, że nieskromnym) kucharzem.
-Było wyśmienite –stwierdził Louis.
-Rozważałeś inną opcję? –Harold uniósł brwi do góry, udając zdziwienie.
-Jasne, że nie…
-Harry było naprawdę cudne, ale ja muszę już iść –powiedziałam wstając od stołu – wiem, że wakacje miały wyglądać nieco inaczej…
-Zachowujesz się jakby cały ten wypadek był twoją winą. Przestań – powiedział Harry, powtarzając moją wcześniejszą czynność.
-Wiem, tak jakoś wyszło – próbowałam się tłumaczyć –następnym razem zadbamy o to, żeby nic takiego się nie stało –uśmiechnęłam się i udałam do wyjścia. W przedsionku złapał mnie jeszcze Lou.
-Ej, a co do wyjazdu do Doncaster, zgadzasz się?
-Jeśli twoja mama nas zaprosiła to nie wypada odmawiać –uśmiechnęłam się – to kiedy wyjazd?
-Nie wiem, mówiła, że możemy wpaść, kiedy tylko chcemy...
-To pogadamy jeszcze w takim razie – puściłam mu oczko, po czym pocałowałam –a teraz już pójdę, widzimy się jutro?
-Yhym –‘odpowiedział’ i odwzajemnił buziaka. Gdy skończyliśmy się całować, udałam się do domu, w którym jakoś dawno mnie nie było. W salonie zobaczyłam Stellę i Nialla, szykujących się do wyjścia.
-A wy gdzie? –zapytałam zdziwiona.
-Najpierw do Milkshake City a potem do nas. –odpowiedział Niall.
-Jak to do was? –ciągle zadawałam pytania.
-Stella śpi dzisiaj u mnie…
-A dobra, zostawiacie mnie samą... –zrobiłam smutną minkę.
-Zadzwoń po Tomlinsona... On cię pocieszy...
-Jasne, bardzo śmieszne.. Dobra lepiej już idźcie, shake ‘i wam uciekną…
-Masz rację, jeszcze się skończą i co wtedy? –Horan udał zdziwionego.
-No właśnie i co wtedy. – powtórzyłam jego reakcję i udałam się na górę. Słyszałam za sobą tylko zamykane drzwi. Weszłam do swojego pokoju i od razu rzuciłam się na łóżko, za którym bardzo tęskniłam. Potem włączyłam laptopa, by sprawdzić co takiego ciekawego dzieje się na świecie. Większość portali internetowych cały czas trzęsło sprawą rozbicia samolotu. Każdy z osobna uśmiercał coraz to większą liczbę osób. Zdałam sobie wtedy sprawę z tego, że chłopcy, Danni i Stella mieli dużo szczęścia…  Jako że nie miałam zamiaru cały czas stresować się całą tą sytuacją, postawiłam na internetowe zakupy. Mamy lato, a ja jestem maniaczką strojów kąpielowych. Kupiłam jeden z serii: ‘to już ostatni, obiecuję’. A mówiąc serio, spodobał mi się bardzo delikatny, złoto – beżowy kostium. Bez zastanowienia kliknęłam ‘buy’ i wcale tego nie żałowałam. Wracając do bardziej pożytecznych rzeczy, no może nie pożytecznych..; postanowiłam wziąć długą kąpiel, wiedząc, że nikt nie ma zamiaru mi dziś przeszkadzać. A więc, woda w wannie jest, pachnąca woń olejków w powietrzu i dużo piany – tego mi dziś potrzeba. Weszłam do cieplutkiej wody, z myślą że nikt, ale to nikt nie ma prawa dobijać się do drzwi czy też dzwonić. Tak też się stało. 

* * *
Nie rozpisuję się zbyt długo, tylko powiem, że w następnym rozdziale będzie małe zamieszanko... 
Na I will look after you  napisałam, jak pojawią się następne części, więc tam też możecie zajrzeć :) 
Tyle ode mnie, do później. Xx

wtorek, 14 sierpnia 2012

Część dwudziesta siódma


*Tydzień później*
Liam i Danielle wrócili do Londynu już kilka dni temu, gdyż Danielle została wypisana ze szpitala. Ja natomiast, razem ze Stellą i chłopcami wracamy dzisiaj. Zayn nadal nie jest w dobrej formie, ale woli dochodzić do siebie w domu, niż w obcym kraju. Czekamy na lotnisku już od jakiejś godziny. W końcu po całym tygodniu stresu związanego ze zdrowiem Stelli i Malika możemy spokojnie wrócić  z powrotem do Londynu, no w każdym bądź razie większość. Zayn wraca do Bradford, do rodziny. Na razie nie planujemy dalszych wakacji. Chyba wystarczy nam ‘przygód’ jak na początek.

W końcu po wyczekiwaniu w kilometrowej kolejce do odprawy, dostaliśmy się na pokład. Niestety nie mieliśmy wymarzonych miejsc, bo siedzieliśmy daleko od siebie. Ja z Lou na początku samolotu, Harold i Zayn gdzieś na środku, a Stel i Niall na szarym końcu. Ale nie narzekam, chcemy tylko szczęśliwie wrócić do domu. Co do Stelli, cały czas marudziła o tym swoim kajaku, i że wraca przez morze. Na szczęście Horanek jakoś ją przekonał. Nie wnikam w jego sposoby...

-Moja mama dzwoniła... –Louis przerwał ciszę.
-Co mówiła?
-Pytała, co robimy w przyszłym tygodniu. Zaprosiła nas do siebie –niepewnie się uśmiechnął.
-To świetnie –odwzajemniłam uśmiech – mówiłeś już chłopcom?
-Mówiąc nas, miałem na myśli ciebie i mnie. Powinniśmy spędzić trochę czasu razem, nie sądzisz?  Ostatnio mieliśmy taką chwilę... zaraz kiedy to było? –zaczął komicznie drapać się po głowie – A tak, już wiem! – nagle jakby go oświeciło – Dokładnie miesiąc temu, dlatego... coś dla ciebie mam – uśmiechnął się.
-A tak! –już teraz też wiedziałam, o co chodziło – dokładnie miesiąc temu siedzieliśmy sobie na pewnej gali, na której postanowiłeś coś dla mnie zaśpiewać… Potem zabrałeś mnie na plażę i zapytałeś, czy chcę z tobą być…
-No, a ty się zgodziłaś, bo oczywiście innej opcji nie rozważamy… –poruszył cwaniacko brwiami.
-Innej opcji nie ma w scenariuszu. –uśmiechnęłam się i go pocałowałam.
-To świetnie, –odpowiedział – a wracając do tematu, to mam coś dla ciebie.
-Do tego tematu raczej nie wracajmy, bo ja nic od ciebie nie chcę…
-Ale ja coś dla ciebie mam i ty masz to przyjąć, bo jak nie, to się obrażę…
-Już ci kiedyś mówiłam, że szantaż jest karalny, nie?
-Kochasz mnie? –zapytał, tak jakby to nie było jasne…
-Tak .–odpowiedziałam bez najmniejszego zastanowienia.
-No to wszystko jasne. To była odpowiedź także na drugie pytanie, a mianowicie, czy przyjmiesz prezent.
-Ale…
-Nie ma ale, to dla ciebie –wyciągnął zza oparcia fotela pokrowiec trochę większy od wielkości kartki A5.
-Co to? –zapytałam, wiedząc, że Lou zmusi mnie do przyjęcia czymkolwiek to jest…
-Otwórz –powiedział. Posłuchałam rady i powoli odpięłam zamek pokrowca. Moim oczom ukazał się nowiutki iPad.
-Nie no ty chyba żartujesz –z powrotem zapięłam opakowanie i zwróciłam całość Louisowi.
-Czy ja wyglądam na kogoś kto żartuje? –zapytał ironicznie –To jest prezent ode mnie dla ciebie i masz go przyjąć. Doskonale wiesz, że nie będę się z tobą kłócić, więc masz to jeszcze raz otworzyć, zobaczyć, co jest zapisane na iPadzie i jeśli ci się spodoba, a na pewno ci się spodoba to masz to przyjąć.
-Louis to jest za drogi prezent, a po drugie ja nic dla ciebie nie mam..
-Ale ja nie jestem z tobą dla prezentów. Nie musisz mi nic kupować, a jeśli chodzi o cenę tego prezentu to się nie martw przecież wiesz, że mnie na niego stać. – uniósł mój podbródek tak, że spojrzałam w jego oczy –Proszę cię, przyjmij to. –uśmiechnął się, co od razu mnie przekonało. Powtórzyłam wszystkie wcześniejsze czynności (czyt. odpinanie zamka XD). Kiedy odblokowałam ekran, moim oczom ukazało się zdjęcie, które zrobili nam paparazzi podczas pierwszego spaceru w parku. Mimowolnie się uśmiechnęłam, widząc nas spacerujących sobie niewinnie po parku, jeszcze nie wiedzących, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Następne zdjęcia w galerii były już robione przez nas. Każde z nich w swój indywidualny sposób przypominało mi sytuację, w której zostało zrobione.
Louis widząc, że cieszę ryjca widząc fotki, tylko jeszcze mocniej mnie przytulił i powiedział:
-Wiedziałem, że ci się spodoba…
-Dziękuję, jesteś kochany –uśmiechnęłam się i namiętnie go pocałowałam.

* * 
Mam nadzieję, że się podoba :) Małymi kroczkami zaczniemy zbliżać się do końca opowiadania... Ale jeszcze o tym nie wspominam, dopóki nie opublikuję ostatniego rozdziału. Wy natomiast się nie martwcie, bo jeszcze kilka razy podzielę się z Wami moimi wypocinami :) 
Jeśli macie pytania, sugestie, zapraszam na twittera (@proveyouloveme) lub dajcie znać w komentarzu. 
Jeszcze małe zaproszonko na I will look after you :) 

To tyle ode mnie :) xx

niedziela, 12 sierpnia 2012

Część dwudziesta szósta


Natychmiast bez zastanowienia pobiegłam w stronę sali, z której dochodziły głośne dźwięku przeróżnych maszyn. Przed wielką szybą, dzielącą nas od łóżka Zayna stała już pozostała czwórka chłopaków. Lekarze dawali z siebie wszystko, próbując przywrócić bicie serca Zayna. Nagle pisk maszyny zmienił się w ciągły, nieprzerwany dźwięk. Wyglądało to jak najprawdziwsza scena z filmu. Pielęgniarka zaczęła odłączać Zayna od tych wszystkich pikadełek natomiast lekarz odwrócił się w naszą stronę i pokiwał przecząco głową. Dla stojących obok chłopaków i dla mnie znaczyło to już tylko jedno... Mimo wcześniejszych zakazów pielęgniarek, cała zapłakana wleciałam do sali, gdzie działa się ta cała masakra.
-Zayn! Wracaj! –zaczęłam krzyczeć i trząść zimnym już ciałem – Przecież nie możesz nas tak do jasnej cholery zostawić! Wszyscy cię tu potrzebują! –mój krzyk, tak samo jak i płacz zaczął się nasilać. Mimo, że to z Niallem (oczywiście nie wliczając Louisa) byłam z chłopaków z zespołu najbliżej, to każdy z nich był dla mnie jak brat. Nie mogłam się pogodzić z tym, że to już koniec niby kłótni Zayna i Harrego i ich bitew o bokserki. Nie chciałam nawet myśleć, co teraz stanie się z chłopcami, przecież nie przeżyją takiej straty. Jeśli ja nie mogę pogodzić się ze śmiercią Zayna, to co dopiero oni…
Nagle palce Zayna zaczęły się ruszać i wcale nie było to moje przywidzenie.
-Co się dzieje? –spytałam zaniepokojona stojącego obok lekarza.
-Proszę natychmiast opuścić salę –powiedział stanowczym tonem, po czym odsunął mnie od Zayna. Posłusznie, nie chcąc narobić problemów, wyszłam z sali. Pielęgniarki znów zaczęły podłączać Zayna do tych cholernych maszyn. Po kilkunastu minutach z sali wyszedł lekarz. Przeszły mnie nieprzyjemne ciarki na plecach. Każdy z nas, stojący tam czekał na jedną z dwóch możliwych informacji, w końcu lekarz otworzył usta i powiedział – jeśli mogę to tak nazwać, to cud. Najprawdziwszy cud. Nie wiem jak to się stało, państwa przyjaciel ustabilizował się. Jeśli jego stan utrzyma się, państwa przyjaciel zacznie wracać do zdrowia. Musimy jednak poczekać na dokładne wyniki badań.
-Czy to znaczy... że on... –zaczął się jąkać Liam – on żyje?
-Tak, jego serce znowu zaczęło bić, przepraszam ale muszę teraz wracać do reszty pacjentów. Jeśli chcieliby państwo porozmawiać, zapraszam do pokoju 28 za godzinę. –odpowiedział lekarz i oddalił się. Nie wiedząc czemu, schowałam twarz w dłonie i zsunęłam się po ścianie na podłogę. Zaczęłam płakać, ale tym razem chyba ze szczęścia.
-Hej, co jest? Czemu płaczesz? – siadł koło mnie Louis.
-Już myślałam, że on...
-To źle myślałaś –objął mnie –nie chcę nic mówić, ale to chyba dzięki tobie –uśmiechnął się.
-Nie, Zayn pewnie zdał sobie sprawę z tego, że ma dużo przyjaciół tutaj, więc nie warto wybierać się jeszcze na tamten świat .– przytuliłam się do niego. Niestety nie trwało to długo, gdyż koło nas pojawił się inny lekarz, ten, który opiekuje się Stellą i Danielle.
-Wy jesteście znajomymi Stelli Smith? –zapytał.
-Tak –odpowiedzieliśmy niemalże chórem.
-Panna Stella obudziła się kilka minut temu.
-Nareszcie! –wydarł się Horan i czym prędzej pobiegł w stronę łóżka swojej dziewczyny. Nie chcąc być gorsi, razem z resztą zrobiliśmy to samo. Niall siedział już obok Stelli cały czas pytając, czy niczego nie potrzebuje.
-No w końcu! –krzyknęłam na wejściu i rzuciłam się na Stellę –jak się czujesz?
-Nigdy więcej nie lecę samolotem – wydusiła z siebie, ciągle słaba.
-Proszę nie męczyć pacjentki. Musi dużo odpoczywać –zatrzymał się tylko na chwilę w progu lekarz, po czym znów wrócił na szpitalny korytarz.
-Sorki kochanie, musisz jakoś wrócić do Anglii –uśmiechnęłam się cwaniacko.
-Kajakiem przez morze, na pewno nie samolotem! –oburzyła się.
-Świetny pomysł, ja płynę z tobą – odezwał się Niall –a teraz odpoczywaj – pocałował ją w czoło i oddalił się, ciągnąc za sobą całą resztę ze mną na czele.
-Pójdę zobaczyć, co z Zaynem. – powiedział Harold.
-Nie, my pójdziemy –zwróciłam się do Louisa – wy powinniście się przespać. Znając życie nie spaliście całą noc.
-Mała dla nas to nic –zaczął znów Lokaty –we wanna stay up all night, zapomniałaś?
-Stary mógłbyś chociaż w takim momencie nie żartować? – wyrwał Liam. Widać było, że mimo tego, iż lekarze mówią, że wszystko będzie dobrze, Liam się przejmuje. Nasz Tatusiek zawsze taki opiekuńczy, no ale w końcu wszyscy go za to kochamy...
-Przepraszam – zasmucił się Harold –głupi jestem...
-Dobrze, że to jest jasne –uśmiechnęłam się zwycięsko – a teraz do hotelu i się wyśpij. Wy z resztą –zwróciłam się do Liama i Nialla – powinniście zrobić to samo.
-Ale Ste... –zaczął Niall
-Stella i Danielle są w dobrych rękach –przerwał Louis –idźcie się przespać, my tutaj zostaniemy. Jakby co przecież zadzwonimy –widocznie udało mu się ich przekonać, bo chłopcy po pożegnaniu z dziewczynami, wyszli ze szpitala i udali się w stronę hotelu.
Siedzieliśmy z Lou na szpitalnym korytarzu, z racji tego że nasi ‘podopieczni’ spali. Nagle podszedł do nas prowadzący Zayna lekarz i zapytał:
-Państwo są przyjaciółmi Zayna Malika, tak?
-Tak – odpowiedzieliśmy.
-Coś się stało? –zapytałam już sama.
-Pan Malik się obudził –odetchnęłam z ulgą –możecie go zobaczyć, ale tylko na chwilę. Wciąż jest słaby.
-Oczywiście –odpowiedział Lou i czym prędzej pobiegliśmy w stronę sali, w której leżał Zayn. Weszłam z początku niepewnie, widząc dość mocno poobijanego Zayna. Przecież jeszcze kilka chwil temu dotykałam jego martwych rąk. Było to więc dla mnie dziwne uczucie, wiedząc, że zaraz zacznę z nim rozmawiać. Z każdą następną sekundą moje kroki stawały się jednak coraz bardziej pewne.
-Stary narobiłeś nam niezłego stracha –zaczęłam.
-Przepraszam, to nie było zaplanowane... –ledwo co wydusił z siebie te kilka słów.
-Jak się czujesz? –zapytał Lou.
-Sam nie wiem, tak dziwnie... –odpowiedział.
-Powinieneś odpocząć, prześpij się może, co? –zaproponował Louis.
-Stary nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak długo spałem? Wystarczy mi snu chyba do końca życia... –Zayn odpowiedział.
-Jasne.. –odpowiedział Tommo.
-W każdym bądź razie powinieneś odpocząć, nie będziemy przeszkadzać –powiedziałam i pociągnęłam za sobą Louisa. Razem wyszliśmy z sali i udaliśmy się na dół po kawę do bufetu.
-Nie jesteś głodna? –zapytał, gdy usiedliśmy przy jednym ze stolików.
-Nie – pokiwałam przecząco głową – myślisz że powinniśmy zadzwonić do Nialla, Harrego i Liama, że Zayn się obudził?
-Sam nie wiem. A co jeśli śpią? Przecież nie dzieje się nic złego..
-Masz rację, pewnie i tak niedługo przyjdą –uśmiechnęłam się.
-Właśnie, a gdy już tu będą to my zrobimy sobie małą przerwę i gdzieś wyskoczymy. Co ty na to?
-Hmm.. niezły pomysł –uśmiechnęłam się, biorąc łyk kawy. 

* * 
Mam nadzieję, że cieszycie się z tego, że z Zaynem wszystko w porządku :) 
Zostawcie po sobie jakiś ślad na dole :) 
To tyle ode mnie xx

czwartek, 9 sierpnia 2012

Część dwudziesta piąta


-Nie, tu Niall.
-Niall, co się dzieje? Wszystko w porządku?
-Ze mną i Harrym tak, nie wiem, gdzie reszta.
-Jak to? Przecież siedzieliście obok siebie.
-Nie wiem stary, słyszałem tylko wielki huk, potem poleciałem nawet nie wiem, w którą stronę. Straciłem Stellę z oczu i siedzę tu teraz, rozumiesz? Mogłem być na jej miejscu-słyszeliśmy jak zaczyna szlochać –nie wybaczę sobie jeśli ona nie żyje, rozumiesz? Niall, będzie dobrze –usłyszeliśmy Stylesa –przepraszam, czy państwo są krewnymi bądź znajomymi Stelli Smith bądź Danielle Peazer? –prawdopodobnie podszedł do nich jakiś koleś – tak! Co z nimi? –wydarł się Horan –Oby dwie zostały przewiezione do szpitala St. Patrick (dop. aut. nie znam szpitali w Hiszpanii, więc powiedzmy, że będzie taki), ale więcej musicie się panowie tam dowiedzieć. Nie wiem, w jakim są stanie. Oczywiście –odpowiedzieli chłopcy –nie wie pan może co z Zaynem Malikiem, bądź Liamem Paynem? –zapytał Harry –pan Payne, z tego, co mi wiadomo jechał do szpitala, jako chłopak panny Peazer. Natomiast jeśli chodzi o pana Malika... nie mam dobrych wieści. Niech pan tego nie mówi –powiedział Harry –jest w tym samym szpitalu, gdzie dziewczęta, natomiast jego stan jest krytyczny. –w tym momencie coś rozłączyło rozmowę. Potem nie mogliśmy już dodzwonić się do żadnego z chłopaków.
-Co teraz? –zapytałam.
-Jak to co, lecimy do nich. Przecież nie będziemy bezczynnie siedzieć, nie?
-Zarezerwowaliśmy lot dopiero pojutrze.
-No to polecimy prywatnym samolotem. Przecież nie będziemy oglądać wiadomości o naszych przyjaciołach w telewizji, tak?
-Jeśli możemy lecieć, no to lecimy.

Louisowi szybko udało się załatwić dla nas lot. Siedziałam w tym samolocie, cały czas tuląc się do mojego chłopaka i modląc by cały ten wypadek nie był prawdą. Mieliśmy przeżyć najlepsze wakacje w życiu, a tym czasem ktoś z naszej paczki może nawet nie doczekać się ich prawdziwego rozpoczęcia. Po 23 byliśmy już w Barcelonie, szukając szpitala St. Patrick. W końcu po pół godzinie bezsensownego stania w korkach, dostaliśmy się do poszukiwanego miejsca. W recepcji dowiedzieliśmy się, że zarówno Zayn, jak i dziewczyny, dzielą to samo piętro. Udaliśmy się we wskazane miejsce. Na korytarzu zauważyliśmy tylko Nialla.
-Niall? –zaczęłam biec –gdzie Stella?
-Leży tam –kiwnął głową, cały czas patrząc na leżącą za wielką szybą Stellę.
-Ale nic jej nie jest, tak? –pytałam, by się upewnić.
-Lekarze musieli wprowadzić ją w śpiączkę, mówią że dzisiejsza noc o wszystkim zadecyduje. –słyszałam jego trzęsący się głos dlatego nic nie powiedziałam tylko przytuliłam go. Horan nawet się nie ruszył. Nie odwzajemnił mojego uścisku. Wcale mnie to nie zdziwiło, Niall ruszy się dopiero wtedy, gdy Stella się obudzi. 
Potem postanowiłam znaleźć Danielle i Zayna, więc poprosiłam Lou, aby został z Niallem. Z moich dotychczasowych informacji wynikało, że wszyscy leżą w sąsiednich pokojach. Faktycznie, po kilkunastu sekundach ujrzałam Liama, siedzącego przy łóżku brunetki.
-Jak dobrze cię widzieć – powiedziałam, gdy tylko go zobaczyłam. Liam od razu do mnie podszedł i przytulił – co z nią? –zapytałam, chcąc dowiedzieć się więcej.
-W porządku, jest tylko trochę poobijana. Gorzej z Zaynem... –widziałam jego smutną minę.
-Gdzie on właściwie jest?
-W pokoju obok, ale nawet nie myśl, żeby tam iść. Nie wpuszczą cię.
-Domyślam się. Co mówią lekarze? –zapytałam zaniepokojona.
-Na razie nic. Próbują go ustabilizować, ale jak na razie nie mogą zrobić nic więcej. Jak w przypadku Stelli, dzisiejsza noc o wszystkim zadecyduje.
-Mogliśmy lecieć wszyscy pojutrze... Czemu akurat wam trafił się ten cholerny samolot? –zaczęłam płakać.
-Będzie dobrze –Liam mnie przytulił – musi być dobrze.
-Jasne –odpowiedziałam sama w to nie wierząc – pójdę poszukać Harrego – odkleiłam się od niego i wyszłam z sali. Nie patrzyłam nawet na prawo, bo wiedziałam, że zobaczę zamartwiającego się Horana. Widok smutnego Nialla to zdecydowanie najgorsza rzecz na świecie. To on zawsze potrafi śmiać się z najmniej śmiesznej rzeczy i zaraża tym innych wokół. A teraz wygląda jakby cząstka wewnątrz niego umarła. Stella musi wyzdrowieć, bo nie zniosę tego widoku to końca moich dni. Spojrzałam więc na lewo. Moim oczom ukazał się Loczek, idący w moją stronę. Bez żadnego, nawet najmniejszego słowa wtulił się we mnie, jak gdyby w tym momencie to była jedyna rzecz, jakiej potrzebuje. Postanowiłam nie zadawać jakichkolwiek pytań tylko odwzajemnić jego uścisk. Gdy Harry nieco się ‘uspokoił’, wróciliśmy do Louisa i Nialla, gdzie razem usiedliśmy w nie bardzo przyjemnym korytarzu szpitalnym.

Obudził mnie głośny pisk którejś ze szpitalnych maszyn. Nie pikała ona jak zwykle tym samym rytmem, lecz dużo szybciej. Już w tym momencie uniosłam moją głowę, która aktualnie znajdowała się na kolanach Louisa. Dowiedziałam się, że owy pisk dochodzi z sali, w której leży Zayn…


wtorek, 7 sierpnia 2012

Część dwudziesta czwarta


*Kilka dni później*
W końcu skończył się rok szkolny. Opuściłam budę z wielkim bananem na ryjcu, wiedząc że już za dwa dni lecę do Hiszpanii. Stella, Danielle i chłopcy (oprócz Lou) wybywają już dziś. My natomiast razem z Louisem dolecimy za dwa dni.

-To co, widzimy się pojutrze? –zapytała, będąc już gotowa do wyjścia.
-No pewnie, –uśmiechnęłam się –zadzwońcie, jak dolecicie. –uścisnęłam ją i razem wyszłyśmy z domu.
-Jasne –uśmiechnęła się.
Pożegnałam się z nimi wszystkimi, prosząc by na siebie uważali. Mimo tego, że będzie z nimi Daddy Direction i jego towarzyszka ( czyli Mummy Direction? Hahah, chyba) będę się martwić.
-To co robimy? Może shake? –zapytał Louis, gdy tylko samochód zniknął za zakrętem.
-Chętnie. –uśmiechnęłam się i chwyciłam go za rękę. Do Milkshake City było jakieś 5 minut drogi. Cały czas szliśmy, rozmawiając o tym, co będziemy robić w Hiszpanii. Oczywiście większość planów wiązała się ze spędzaniem każdej możliwej chwili na plaży. 
Gdy byliśmy już na miejscu, nie obyło się bez rozdawania autografów i robienia sobie zdjęć z fankami. Ja nie mam najmniejszego zamiaru być uznawana jako ’wykorzystująca sławę One Direction dziewczyna jednego z członków zespołu’, dlatego grzecznie czekałam na boku. Gdy Louis skończył ‘bawić’ się w gwiazdę, mogliśmy spokojnie usiąść przy jednym ze stolików. Wcześniej zamówiliśmy sobie po waniliowym shake ‘u.

Około 19 wróciliśmy do domu. Louis poszedł na górę, by trochę się odświeżyć, ja natomiast wybierałam w salonie film, który będziemy oglądać. Postanowiliśmy w końcu spędzić jakiś wieczór tylko we dwoje. Ostatni taki, który miał miejsce to przecież ten, kiedy Lou zapytał, czy chcę być jego dziewczyną. Mamy zdecydowanie za mało czasu dla siebie, albo inaczej mamy dla siebie mnóstwo czasu, ale spędzamy go z całą paczką przyjaciół, a nie zajmując się sobą. Moje rozmyślania przerwał dzwoniący telefon Lou. Jako że chłopaka nie było w pokoju, postanowiłam go odebrać.
-Jezu, Louie nic ci nie jest? –usłyszałam przerażoną kobietę po drugiej stronie.
-Ee, przepraszam tu Rose...
-Rosie, gdzie jest Louis? Nic wam nie jest? –ciągle zadawała dziwne pytania.
-Louis jest na górze, bierze prysznic. Dlaczego coś miałoby być nie tak?
-Nic nie słyszeliście?
-O czym? –zaczęłam się denerwować.
-Samolot się rozbił. Naprawdę nic nie wiecie?
-Jaki samolot? –koło mnie zjawił się Lou. Włączył głośnik w telefonie.
-Ten, którym mieliście dziś lecieć do Hiszpanii. Ale najważniejsze, że nic wam nie jest.
-Przecież chłopcy, Stella i Danielle… –zaczęłam.
-Oni polecieli? –zapytała zdezorientowana mama Louisa.
-Mamo dowiemy się co się dzieje. Zadzwonię później –powiedział Louis i odłożył słuchawkę. Spojrzałam na niego przerażona. W mojej głowie znajdowały się tylko najgorsze scenariusze. Od razu włączyłam telewizję, może tam coś mówią. Faktycznie, tak jak myślałam. Cały kanał informacyjny zajmował się sprawą rozbitego samolotu.
-Z dotychczasowych informacji wynika, że w wypadku zginęło 19 osób natomiast z pewnością 45 zostało przewiezionych do pobliskich szpitali. Policja nie ukrywa, że liczba ofiar może jeszcze wzrosnąć. Przypomnimy, że poszukiwanych jest jeszcze 22 pasażerów. Na obecną chwilę to wszystkie informacje. Nikt nie wie, co było przyczyną rozbicia samolotu.
-Co jeśli oni... –zwróciłam się do Louisa.
-Będzie dobrze. –przytulił mnie.
-Louis nie wiesz tego –zaczęłam płakać –zrób coś, nie wiem zadzwoń do nich – Sama nie wiem dlaczego, ale zaczęłam krzyczeć, tak jakby to była jego wina. Widziałam, że niepewnie wybiera numer do Zayna. Ku naszemu zdziwieniu (szczerze, to nie spodziewałam się tego), ktoś odebrał.
-Zayn? –zapytaliśmy równo. 

* * * 
DZIEJE SIĘ! W końcu coś się dzieje! Mogę już teraz powiedzieć Wam, że to nie Zayn odbierze telefon... Więcej szczegółów szukajcie w następnym rozdziale :) Obiecuję, że dodam niedługo. Jeśli szukacie innych opowiadań, zapraszam na I-will-look-after-you.blogspot.com  :) 

Paa ;*