Dźwięk
budzika o godzinie 6.30 rano to zdecydowanie najgorsza rzecz na świecie. No nic
muszę wstać i zawieźć mój szanowny zad do czegoś, co zwą szkołą. Zerwałam się z
łóżka, wiedząc, że gdybym powiedziała: ‘jeszcze 5 minut’ zamieniłoby się to w
godzinę. Jak zwykle rano, udałam się do łazienki. Wyszłam z lekkim makijażem,
ubrana w czerwone rurki i t-shirt.
Postanowiłam nie zakładać bluzy, iż gdyż jest połowa maja i ciepło na zewnątrz.
O 7.15 byłam już na dole. Nie miałam ochoty na śniadanie, więc chwyciłam
jabłko leżące na blacie i wyciągnęłam wodę z lodówki. Po kilku minutach
dołączyła do mnie Stella.
-Witam
szanowną Rose. Gdzieś ty była? Nie widziałam cię chyba milion lat. – uznała
półprzytomna.
-Żartujesz?
To ty całymi dniami imprezujesz. W domu nawet cię nie ma – no właśnie, cały
czas jej nie ma. To taki typ woli alkohol i imprezy niż zajęcie się czymś
pożytecznym. Na szczęście, jako moja współlokatorka nie jest mi nic winna.
Nasze relacje ograniczają się do minimum – ale nie gadajmy o tym. Idziesz do
szkoły?
-Yyy, no
wiesz.. Nie, raczej nie.
-Jasne, jak
chcesz – wzruszyłam ramionami i udałam się do wyjścia.
Jako że Londyn jest zakorkowany o każdej
porze, wyjechałam do szkoły już o 7.40. Nie jestem kujonem, jeśli część z Was
tak myśli. Po prostu wolę poświęcić trochę wolnego czasu na naukę, by dostać
się na dobre studia. Dojechałam szybciej niż
myślałam. Wysiadłam z samochodu i udałam się do budynku. Ku mojemu
zdziwieniu nie było tam tłumu rozwydrzonej młodzieży. To pewnie dlatego, że
mieliśmy kilka dni wolnego, większość postanowiła przedłużyć sobie długi
weekend. Btw moja szafka przepełniona najróżniejszymi książkami powoli miała
dość. Postanowiłam więc ją odciążyć. Teraz to ja byłam przysypana stosem tych
cholerstw. ‘No nic’ – pomyślałam. Jakoś przeżyję. Udałam się w stronę klasy nr.
27, gdzie odbywał się angielski. Do pokonania miałam tylko dłuuugi korytarz. Na
szczęście nie było dużo stada, więc spokojnie mogłam się przedostać. Szłam tym
korytarzem, próbując utrzymać kilogramy książek.
-Może pomóc?
– usłyszałam za sobą męski głos – Mamy razem angielski w 27 – nagle moim oczom
ukazał się uroczy szatyn.
-Serio
mógłbyś? – uśmiechnęłam się, czując ogromną ulgę.
-Jasne,
dawaj. – chłopak odwzajemnił mój uśmiech i wziął kilka książek.
-Jestem Rose
– ciągnęłam dalej się uśmiechając. W normalnej sytuacji podałabym mu rękę, no
ale literatura angielska mi to uniemożliwiła – mamy razem angielski, a ja nigdy
cię nie widziałam.
-Louis. Siedzisz
przede mną, pewnie dlatego nigdy mnie nie widziałaś.
-Fakt,
przepraszam nie zwróciłam uwagi – nim się obejrzałam, weszliśmy do klasy.
-Nie masz za
co przepraszać, widać że jesteś skupiona na nauce – powiedział kładąc książki
na stoliku nauczycielki.
-To
właściwie nie tak. Wiesz, trochę mi na tym zależy, nie chodzi o to, że wkuwam
całymi dniami, po prostu chcę mieć pewność, że coś stąd wyniosę, a potem
dostanę się na studia.
-Rose,
Louie, widzę, że jesteście pierwsi, mam nadzieję że nie ostatni, chociaż kto
wie, już 8.00.. –powiedziała nauczycielka – w każdym bądź razie ja muszę wyjść
na chwilę do sekretariatu. Poczekajcie, proszę.
-Oczywiście
– odpowiedzieliśmy wspólnie.
-Siadaj –
pokazałam miejsce obok siebie – moja współlokatorka i tak nie ma zamiaru
pokazać się dziś w szkole.
-Dzięki –
Lou usiadł koło mnie – tak samo jak Harry, był wczoraj na imprezie. Dziwię się
tylko, że reszty chłopaków nie ma.
-Reszty
chłopaków? Aaa. Sorki, zapomniałam, One Direction. To wy tak?
-Słyszałaś o
nas? Miło mi. – chłopak posłał mi uśmiech.
-Jak
mogłabym nie słyszeć, każda laska, która tylko ma z wami lekcje, ma podjar jak
150.
-Nie każda,
jak widać – Louis uniósł brwi do góry i wskazał palcem na moją osobę. Wtedy
wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Nagle drzwi od klasy się otworzyły.
-Matko
Przenajświętsza, pani Steward przepraszam najmocniej to się nigdy nie powtórzy.
Błagam na kolanach – zauważyliśmy chłopaka klękającego przed biurkiem
nauczycielki. Nie wiem, może widział jej ducha, w każdym bądź razie w klasie
jej nie było.
-Yyy, Liam?
Jakbyś nie zauważył pani Steward nie ma w klasie – powiedział Lou. Stawiam, że
to jeden z członków One Direction. Chłopak trochę się speszył, chyba dlatego,
że cały czas patrzyłam się na niego z miną WTF?!
-Uff. Dzięki
Bogu. –powiedział niejaki Liam.
-Poznaj, to
jest Rose. Rose, to jest Liam.
-Hej –
uśmiechnęłam się, nie chcąc by pomyślał, że jestem psychiczna – nie martw się.
Pani Steward nic ci nie zrobi. – uśmiechnęłam się.
Gadaliśmy z
chłopakami przez jakiś czas, rozmowę przerwała nam nauczycielka.
-Liam, witam
– powiedziała zwracając się do zdenerwowanego Liama.
-Dzień dobry
pani Steward. Ja, ja bardzo przepraszam, niestety były straszne korki, wiem, że
się spóźniłem, przepraszam.
-Oh, Liam,
nie żartuj, przecież nie jestem zła. Każdemu mogło się zdarzyć. Wiecie, w sumie
to i tak już nikt się pewnie nie zjawi, możecie iść na przerwę, czy gdzie tam
tylko chcecie – ‘świetnie’ pomyślałam, gdyż dla mnie znaczyło to wolne do końca
dnia. Dziś miałam lekcje tylko z panią Steward.
-Dziękujemy
pani bardzo – powiedział Lou, po czym wszyscy udaliśmy się do wyjścia. Na
korytarzu nie było kompletnie nikogo.
-Louis, ty
szczęściarzu, idziesz już do domu – powiedział Liam.
-Noo. –Lou
poruszał cwaniacko brwiami.
-Nie jesteś
jedyny, nie podniecaj się. – powiedziałam uśmiechając się.
-Ty też? –
powiedział Liam, uginając usta w podkówkę.
-Dasz radę
stary – Lou poklepał smutnego po ramieniu – to co idziemy? – zapytał patrząc na
mnie.
-Nie wiem,
jak ty, ja idę – posłałam mu uśmiech i skierowałam się do wyjścia. Słyszałam,
jak biegnie za mną.
-Hej,
zaczekaj.
-Tak?
-Zabieram
cię na kawę – uśmiechnął się i otworzył drzwi od samochodu – wsiadaj.
W sumie to i
tak nie miałam nic do roboty więc się zgodziłam. Jechaliśmy około 10 minut.
-To co,
gotowa poznać resztę idiotów One Direction? –zapytał.
-Żartujesz?
Wy tu mieszkacie? – zapytałam z niedowierzaniem.
-Coś nie
tak? –odpowiedział troszkę zakłopotany, a ja zaczęłam się śmiać – z czego się
śmiejesz?
-Z niczego,
tyle że ja mieszkam tam – w tym momencie wskazałam na dom znajdujący się obok –
wygląda na to, że jesteśmy sąsiadami – chcąc nie chcąc mimowolnie się
uśmiechnęłam. Potem wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się w stronę wielkiego
domu, o ile można to nazwać domem. Może bardziej willą, apartamentem, w każdym
razie był wielki. Weszliśmy do środka, gdzie panowała dziwna cisza. Jedyne co
pomyślałam, to że to cisza przed burzą.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Cześć. : )
I jak widać 1 rozdział.
BOHATEROWIE SĄ Z PRAWEJ STRONY : )
Jak Chcesz Być Informowany O Każdym Następnym Napisz W Rozdziale,
Lub Na Wyślij Mi Wiadomość Na Twitterze : @Official_Martha .
Mam Nadzieję, Że się Podoba. ; )
Następne Części Będą Dodawane W Dni :
WTOREK & CZWARTEK & SOBOTA
I HOPE YOU LIKE IT : )
Cześć : *