czwartek, 6 września 2012

Część trzydziesta czwarta


Obudziłam się w białej sali, przepełnionej bliżej mówiąc niczym. Oprócz mnie było w niej łóżko, okno i powietrze, nic więcej. Czy ja serio umarłam? Wokół nie było nikogo. Musiałam umrzeć, bo przecież cały czas ktoś koło mnie był. Jak nie Stella to Lou, albo chłopcy. Mam się więc oficjalnie godzić z myślą, że nigdy ich nie zobaczę? Moje jakże niemiłe przemyślenia przerwała wysoka kobieta w białym fartuchu wchodząca do sali, w której leżałam.
-Widzę, że już się pani obudziła. Chyba nie będzie to problem, jeśli pozwolę pani przyjaciołom wejść do środka?
-Przepraszam, może mi pani powiedzieć, co ja tutaj w ogóle robię? –zapytałam, czując się bardzo słabo. Z wielkim trudem udało mi się wypowiedzieć to zdanie.
-Straciła pani przytomność kilka godzin temu. Pani koleżanka zadzwoniła po karetkę, jak się okazało jest pani w ciąży, na szczęście dziecku już nic nie zagraża –uśmiechnęła się –to jak mogę wpuścić pani przyjaciół? Bardzo się niepokoją na korytarzu.
-Tak, oczywiście –zaczęłam sama nie wierząc to co ta kobieta przed chwilą powiedziała – ale niech na razie wejdzie tylko Louis Tomlinson. Proszę powiedzieć reszcie, że mają jeszcze chwilę poczekać.
-Oczywiście, tylko proszę nie rozmawiać długo, nadal jest pani słaba…
-Dobrze. –kiwnęłam twierdząco głową, a kobieta oddaliła się. W mojej głowie nadal panował wielki mętlik, może mi się to wszystko śni, a może ja faktycznie już nie żyję i myślę o głupotach. Sama nie wiedziałam, ale na myślenie też nie miałam zbytnio czasu, gdyż przerwał mi Louis. Jak to możliwe, że ja jestem w ciąży? To był tylko jeden raz, a po drugie zabezpieczyliśmy się. To jest chore, ale najwyraźniej jest rzeczywistością, skoro koło mojego łóżka pojawił się Lou.
-Ja.. ja.. –zaczął się jąkać –jak to możliwe?
-Louis, ja… -mój głos zaczął drżeć.
-Nie, dobra, nie gadajmy o tym –usiadł na łóżku i chwycił mnie za rękę.
-Lou, jak mamy o tym nie rozmawiać, będziemy rodzicami. Nie dociera to do ciebie? –pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, Louis widząc to, automatycznie ją starł.
-Dociera, będziemy mieć malutkiego dzidziusia i zaopiekujemy się nim najlepiej, jak tylko umiemy. Nie przejmujmy się tym na razie, dobrze? Najważniejsze, że nic wam nie jest –uśmiechnął się i w sumie sprawił, że się uspokoiłam.
-Myślałam, że ty nie..
-Źle myślałaś, kocham ciebie i kocham to dzieciątko, które właśnie rozwija się w twoim brzuchu, rozumiesz? Na serio myślisz, że mógłbym byś takim skończonym idiotą, żeby zostawić tak wspaniałą, kochaną, uroczą, piękną, zabawną…
-Louis! Wystarczy, dziękuję – podniosłam się do pozycji siedzącej i przytuliłam się do niego najmocniej jak tylko umiałam.
-Dobra, dosyć ja muszę do niej wejść, nie obchodzi mnie to, że ona chce się miziać z Louisem do cholery, wszyscy jesteśmy jej przyjaciółmi – usłyszałam głos Harolda, wydzierającego się na korytarzu, po chwili pojawił się w progu.
-Harry wystarczy mnie dla wszystkich, nie bój się –uśmiechnęłam się, odklejając się od Lou.
-Tak, tak to z pewnością, ja jednak z inną sprawą –zaczął mówić, a w między czasie pozostała czwórka zaczęła schodzić się do sali- mam nadzieję, że wiesz jak masz nazwać dziecko –Harry uniósł brwi.
-Harry daj spokój, to nie będzie ani Harold, ani Haroldzia – do środka weszła Stella, od razu podchodząc do mojego łóżka – narobiłaś mi niezłego stracha –zrzuciła z łóżka Lou, wcale nie zwracając na niego uwagi, gdy wylądował na podłodze, co wyglądało dość komicznie. Potem usiadła na jego miejscu.
-Wiem, przepraszam, powinnam coś zrobić z tym bólem od razu, przepraszam –zaczęłam się tłumaczyć.
-Już dobrze – uśmiechnęła się, przytulając mnie.
-Wiecie, jestem trochę zmęczona, przespałabym się… –powiedziałam.
-Dobry pomysł, my wyjdziemy – powiedział Lou zabierając całą zgraję na zewnątrz. Wrócił tylko na chwilę, by mnie pocałować.
-Wy nie macie dziś koncertu? –zapytałam, przypominając sobie, że przecież jesteśmy w USA.
-Nie, już nie mamy –odpowiedział, oddalając się.
-Louis nie musieliście odwoływać koncertu przeze mnie… -udało mi się to powiedzieć tak, by jeszcze  usłyszał.
-Śpij dobrze –uśmiechnął się, omijając moje poprzednie zdanie. Nie pozostało mi więc nic innego, niż spróbować zasnąć. Ciągle jednak nie dochodziło do mnie to, że za dziewięć miesięcy zostanę mamą. Zasnęłam z myślą, że wszystko może się jednak jakoś ułoży. Bez względu na to, czy dam radę zaopiekować się dzieckiem, będą przy mnie zarówno Louis jak i reszta naszej paczki.


* * *
Cześć !
Muszę Wam powiedzieć, że zmierzamy do końca. :( Ostatni rozdział wraz z epilogiem pojawi się w niedzielę. :') Komentujcie, dodawajcie bloga do obserwujących. : )

Twitter : @DayDream_x33

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz