*Następnego
dnia*
-Tutaj jest
pani wypis, proszę na siebie uważać. – lekarka wręczyła mi dokument i zaraz po
tym wyszliśmy z Louisem ze szpitala.
-Koncert
przełożyliśmy na jutro, więc dzisiejszy wieczór mam wolny. To znaczy już
zajęty, tak jak i ty, bo cię gdzieś zabieram. –uśmiechnął się.
-Mogę
chociaż wiedzieć gdzie? –zapytałam.
-Nie. –pokiwał przecząco głową.
-Jasne, jak
zwykle. –odwróciłam głowę, udając obrażoną.
Dojechaliśmy
do hotelu i natychmiast udałam się do pokoju, który dzielę ze Stellą. Nie
pytajcie, dlaczego mieszkam ze Stellą a nie z Lou. Po prostu wspólnie
uznaliśmy, że my nie chcemy mieszkać z takimi bałaganiarzami jak oni a oni nie
chcą mieszkać z kimś, komu uszykowanie się zabiera tyle czasu co nam. I w ten
oto sposób sprawa się rozwiązała. Było już późne popołudnie, więc nie miałam
dużo czasu, by wybrać, w co się ubiorę na wieczór i oczywiście na odświeżenie
się. Weszłam więc jak pershing pod prysznic, nawet nie zauważyłam, że mojej
współlokatorki nie było w pokoju. Po dziesięciu minutach wyszłam i sięgnęłam do
walizki (której oczywiście jeszcze nie zdążyłam rozpakować) po sukienkę w
kwiaty, która wydawało mi się, że będzie pasowała gdziekolwiek pójdziemy.
Ubranie się, wymalowanie i wyperfumowanie, wiecie, wszystkie czynności, które
po kolei wykonują dziewczyny idąc na randkę, zajęły mi jakieś pół godziny i o
18 byłam już gotowa. Nie miałam pojęcia, o której przyjdzie Lou, więc
próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie odbierał. Po chwili do pokoju weszła
Stella.
-Jesteś już
gotowa? A to świetnie, idziesz ze mną. –zaczęła ciągnąć mnie za rękę.
-Jak to?
Gdzie tym razem?
-Dobra, a
więc tak, jedziesz na ostatnie piętro, potem przejmie cię już ktoś inny. –puściła mi oczko, wpychając do windy. Podejrzewałam, że to Lou kazał jej
doprowadzić mnie do wskazanego miejsca, więc wcisnęłam w windzie guzik z
numerkiem 27. Był to najwyższy numer, więc stwierdziłam, że prowadzi na
ostatnie piętro. Po kilku chwilach dotarłam już na miejsce. Wychodząc z windy
zauważyłam czerwone róże, rozsypane tak, że prowadziły w jednym kierunku. Szłam,
więc tam, gdzie wskazywał ‘szlak’. Nagle przed moimi oczami pojawił się Louis.
-Gotowa?
–zapytał.
-Tak?
–odpowiedziałam niepewnie –Ale chyba nie zrzucisz mnie z dachu?
-Nie, no co
ty, –uśmiechnął się –chodź. – otworzył drzwi prowadzące, tak jak podejrzewałam,
na dach. Przeszłam przez nie, sama nie wiedząc, czy powinnam to robić, gdyż mam
lęk wysokości, a 27 piętro to jednak jakaś wysokość… Moim oczom ukazał się
stolik, na którym uszykowana była kolacja ze świecami i zdumiewający widok,
znajdujący się w jego tle. Tyle światełek, które oświetlały Los Angeles,
naprawdę zabierały dech w piersiach. Coś niesamowitego.
-Pięknie tu.
–powiedziałam, rozglądając się dookoła.
-Taak. –odpowiedział, odsuwając moje krzesło i pomagając mi usiąść. Zjedliśmy pysznego
kurczaka popijając naturalnie wodą, gdyż wino w moim przypadku nie przejdzie.
Następnie Louie wstał i kazał mi podążać za nim, do barierki, znajdującej się naturalnie na krawędzi dachu.
Następnie Louie wstał i kazał mi podążać za nim, do barierki, znajdującej się naturalnie na krawędzi dachu.
-Nie! Dalej
nie idę! –oburzyłam się, zatrzymując wykonywanie kroków jakieś dwa metry od
barierki.
-Nie ufasz
mi? –zapytał zdziwiony.
-Ufam, ale
się boję i dobrze o tym wiesz.
-No to się
kurcze nie bój, bo jesteś tu ze mną. –uśmiechnął się i chwycił za rękę,
prowadząc coraz to bliżej barierki. Nie spostrzegłam się, gdy stałam już przy
nie, cała się trzęsąc. Louis stał za mną, obejmując mnie od tyłu I co jest
okej?
-Tak, ale
stój tam cały czas. –powiedziałam, opierając na nim głowę.
-Dobra,
teraz się odwróć. – posłusznie go posłuchałam i odwróciłam się, spoglądając w
jego oczy –Mam coś dla ciebie. –uśmiechnął się i uklęknął, wyciągając
małe pudełeczko, znajdujące się w jednej z kieszonek jego garnituru – Czy
uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją własną, osobistą panią Tomlinson?
* * *
I tym oto sposobem kończymy Love With One Direction ...
Wieczorkiem pojawi się jeszcze epilog i to pod tamtym postem pozwolę sobie na jakieś głębsze przemyślenia :)
* * *
I tym oto sposobem kończymy Love With One Direction ...
Wieczorkiem pojawi się jeszcze epilog i to pod tamtym postem pozwolę sobie na jakieś głębsze przemyślenia :)
O nie.! Ostatni :(( szkoda ze nie piszesz dalej,przeczytalam dzisiaj caly blog na raz !!jest super ! No i dzidzius *.* zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńuslyszalamswiatdziekiniemu1d.blogspot.com
Oraz
1dslawaizakazanamilosc.blogspot.com