Wróciliśmy
do domu po 16, po drodze odwiedziliśmy Patio w celu skonsumowania posiłku, jak
i poinformowania szefa o moim wyjeździe. Wyraźnie nie był zadowolony. Wydaję mi
się, że chciał zarobić na moim związku z Louisem. Tak, czy tak potrzebuję tej
pracy, więc po powrocie z USA wrócę, by znowu śpiewać w lokalu.
-Chyba
powinnyśmy zacząć się pakować już teraz, wątpię, że jeden dzień… i to nie cały dzień! – przeraziła się – starczą nam na zapakowanie wszystkich dupereli
–powiedziała Stella, rozsiadając się na sofie.
-Dlatego
siedzisz na kanapie? –zapytałam ironicznie.
-No właśnie!
Chyba pójdę na górę, co ty na to?
-Idź pakuj
się kobieto! – wrzasnęłam, by przekonać ją do tego, że na serio zostało nam
bardzo mało czasu. Po kilku minutach sama wzięłam z niej przykład i udałam się
na górę, do swojego pokoju, by zaplanować, które rzeczy zabieram, a które
zostają. Na początek do walizki trafiły jakieś t-shirty, potem kilka bluz, par
spodni, koszul i moje ulubione szorty. Do Stanów jedziemy na równy miesiąc,
więc trochę ubrań z pewnością będzie mi potrzebnych. Do drugiej, tym razem
mniejszej walizki zaczęły trafiać kosmetyki, perfumy i wszystko, czego kobieta
potrzebuje do ‘poprawienia’ urody. Nagle do mojego pokoju wleciała Stella z
dwoma bluzkami w rękach.
-Ta czy ta?
Mam miejsce tylko na jedną, a lubię oby dwie, musisz mi doradzić, w której lepiej.
Bo wiesz w sumie mogłabym wziąć oby dwie, jeśli wyrzucę jakąś inną ale nie mogę
się zdecydować, więc postanowiłam, że przyjdę do ciebie, –wyobraźcie sobie, że
powiedziała to wszystko na jednym wdechu – więc która? –zapytała, głupio się
uśmiechając.
-Czerwona, –spokojnie zdecydowałam, wskazując na bluzkę znajdującą się po mojej prawej
stronie –lepiej tobie w czerwieni – uśmiechnęłam się.
-Okej, w
takim razie pakuję tą. – tym razem zmieniła swój głupiutki śmiech w coś jak
chichot…
Około 20
moje walizki nadal nie były spakowane, ale nie miałam zamiaru męczyć się z nimi
już dziś, dlatego odstawiłam je na bok, kładąc się na łóżko. Moje wylegiwanie
nie trwało zbyt długo, bo usłyszałam dochodzący z zewnątrz krzyk.
-Dalej Julia
wychodź na balkon! Romeo na ciebie czeka! –darł się Niall.
-Idę!
–odwzajemniłam krzyk i wyszłam na balkon. Zobaczyłam naprzeciw nie tylko
Nialla, ale także Lou.
-No to ja
was zostawię samych gołąbeczki –Niall słodko się uśmiechnął i czym prędzej
opuścił swój balkon.
-Lecz cicho!
Co za blask strzelił tam z okna. Ono jest wschodem, a Julia jest słońcem! –Louis
zaczął serio wczuwać się w rolę Romea.
-Tak, tak...
Skończyłeś już? –zapytałam, unosząc brwi.
-Nie podoba
ci się? –posmutniał.
-O! Mów, mów
dalej, uroczy aniele; bo ty mi w noc tę tak wspaniale świecisz. –zaczęłam bawić
się w Julię.
-Jesteś
niezłą Julią. – powiedział wpatrując się we mnie z naprzeciwka.
-Tobie też
Romeo całkiem, całkiem wychodzi. –uśmiechnęłam się.
-Idziemy się
gdzieś przejść?
-Nie, chyba
jestem troszkę zmęczona, już zaczęłam się pakować…
-My też. Nie
wiem, kto zabierze te bagaże bo w sumie jesteśmy spakowani jak byśmy się
przeprowadzali. Niall chce zabrać ze sobą przenośną lodówkę, bo myśli, że ani w
samolocie, ani w hotelu nie dostanie jedzenia…
-Słyszałem!
–wydarł się zza pleców Louisa Niall. Moją jedyną reakcją był face palm jak
możecie się domyślić.
-Dobra
mniejsza z nim, –Lou wskazał na biegającego za sobą Nialla – widzimy się jutro.
Pójdziemy do Milkshake City jeszcze przed wyjazdem?
-Yhym. –przytaknęłam.
-Świetnie.
Wpadniemy z chłopakami koło południa. Bądźcie gotowe. A teraz idę bo
najwidoczniej Zayn i Harry znowu się kłócą. – powiedział, gdy dało się usłyszeć
dziwne odgłosy wydawane przez Harolda, dochodzące z głębi ich domu.
-Jasne, do
jutra. –uśmiechnęłam się i wróciłam do domu, machając Lou.
Po szybkim
prysznicu od razu położyłam się do łóżka i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
*Kilka dni
później*
Od kilku dni
jesteśmy już w USA. Na początku troszkę nie radziłam sobie ze zmianą strefy
czasowej, ale teraz, po kilkunastu dodatkowo przespanych godzinach jest już
okej. Jedyna rzecz, z jaką sobie nie radzę jest okropny ból brzucha, od paru
godzin leżę na łóżku i nie mogę się z niego podnieść. Najgorsze jest to, że nie
ma żadnego racjonalnego powodu, by go wytłumaczyć. Odżywiam się zdrowo i nie
jadłam nic przeterminowanego, a o miesiączce także nie ma mowy. Stella siedzi
ze mną cały dzień bo jak możecie się domyślić Louis ma próby i koncerty, co w
sumie było do przewidzenia, więc nie mogę narzekać. Zgadzając się na wyjazd
musiałam liczyć się z tym, że chłopcy nie będą mieli dla nas tyle czasu, co w
Londynie. Dobra, w każdym bądź razie nie mam siły o tym myśleć, bo mój brzuch z
każdą chwilą zamienia się w tykającą bombę. Mimo, że ból był silny, musiałam
załatwiać swoje sprawy fizjologiczne, dlatego wstałam z łóżka, udając się do
toalety. W pewnym momencie poczułam nasilające się duszności i zrobiło mi się
czarno przed oczami. Chyba upadłam na ziemię, bo zabolało mnie ramię. Nie wiem,
co potem. Może umarłam…
* * *
Taki trochę dziwny, przepraszam. Coś ostatnio słabo u Was z komentarzami :( Moglibyście się trochę postarać, bo długo już na tym blogu nie zabawię :(
Jeszcze jedna sprawa na dobicie: ROK SZKOLNY SIĘ ZACZĄŁ -.-
Chyba pójdę wpaść pod pociąg... A co z Wami? Zaczynacie dopiero jakąś szkołę, czy może już dawno znacie swoją klasę?
Tyle ode mnie :) Postarajcie się trochę z komentarzami :) Z góry dziękuję :) xxxx
Taki trochę dziwny, przepraszam. Coś ostatnio słabo u Was z komentarzami :( Moglibyście się trochę postarać, bo długo już na tym blogu nie zabawię :(
Jeszcze jedna sprawa na dobicie: ROK SZKOLNY SIĘ ZACZĄŁ -.-
Chyba pójdę wpaść pod pociąg... A co z Wami? Zaczynacie dopiero jakąś szkołę, czy może już dawno znacie swoją klasę?
Tyle ode mnie :) Postarajcie się trochę z komentarzami :) Z góry dziękuję :) xxxx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz