Tym oto sposobem zakończyliśmy przygodę z blogiem Love With One Directon. Z tego miejsca chcę tylko podziękować Wam za komentowanie i czytanie. Wiem, że nie było tego dużo, ale z pewnością będę miło wspominać to jako mój pierwszy blog.
Przypominam też, że nadal możecie czytać moje wypociny na I-will-look-after-you.blogspot.com :)
Tyle ode mnie :)
Jeszcze raz jedno wielkie MASSIVE THANK YOU!
Było mi naprawdę niezmiernie miło!
Big love! <3 xxxx
piątek, 14 września 2012
Epilog
*7 lat
później*
Razem z Lou
mieszkamy w uroczym domku jednorodzinnym w Londynie. Mamy dwójkę dzieci, córkę
Emmę i syna Harrego, ponieważ nasz Harold senior nas do tego zmusił.
W każdym
bądź razie wujek Harry ma się dobrze, ale nie widujemy go często od ostatnich
dwóch miesięcy, bo właśnie wtedy urodziła mu się córka i nie widzi poza nią
świata. Cały czas chodzi na spacery z nią i jej uroczą mamą Lizzie, którą
poznał po zakończeniu ich trasy koncertowej już pięć lat temu.
Jak się
pewnie domyślacie, Niall i Stella są razem i mają się dobrze. Spodziewają się
ich pierwszego dziecka, więc Niall chodzi cały podenerwowany, cały czas
pytając, czy Stelli czegoś nie potrzeba. Ale nasz Horanek zawsze taki był, więc
nikt się nie dziwi.
Liam i
Danielle niedawno obchodzili swoją szóstą rocznicę ślubu. Mają dwójkę dzieci i
spodziewają się następnego. Dani mówi, że to już ostatnie, bo rodzenie dzieci
jest bardzo męczące. W sumie coś o tym wiem i zgadzam się z tym stwierdzeniem.
Na koniec
zostawiłam Zayna, który także zalazł miłość swojego życia. Poznał Sophie w
czasie krótkiej wizyty we Francji i jak mówi, zakochał się od pierwszego
wejrzenia. Wzięli ślub już ponad rok temu, a teraz starają się o dziecko.
Większość z
Was na pewno zastanawia się co z One Direction. Jeśli chodzi o zespół to
oczywiście nadal istnieje, a chłopcy mają zamiar koncertować do emerytury. Na
razie mają jednak małą przerwę, ponieważ wszyscy chcą w pełni poświęcić się swoim
rodzinom. Tak więc wszyscy mamy się dobrze, a Directioners to cały czas te same,
szalone fanki.
KONIEC
poniedziałek, 10 września 2012
Część trzydziesta piąta - ostatnia
*Następnego
dnia*
-Tutaj jest
pani wypis, proszę na siebie uważać. – lekarka wręczyła mi dokument i zaraz po
tym wyszliśmy z Louisem ze szpitala.
-Koncert
przełożyliśmy na jutro, więc dzisiejszy wieczór mam wolny. To znaczy już
zajęty, tak jak i ty, bo cię gdzieś zabieram. –uśmiechnął się.
-Mogę
chociaż wiedzieć gdzie? –zapytałam.
-Nie. –pokiwał przecząco głową.
-Jasne, jak
zwykle. –odwróciłam głowę, udając obrażoną.
Dojechaliśmy
do hotelu i natychmiast udałam się do pokoju, który dzielę ze Stellą. Nie
pytajcie, dlaczego mieszkam ze Stellą a nie z Lou. Po prostu wspólnie
uznaliśmy, że my nie chcemy mieszkać z takimi bałaganiarzami jak oni a oni nie
chcą mieszkać z kimś, komu uszykowanie się zabiera tyle czasu co nam. I w ten
oto sposób sprawa się rozwiązała. Było już późne popołudnie, więc nie miałam
dużo czasu, by wybrać, w co się ubiorę na wieczór i oczywiście na odświeżenie
się. Weszłam więc jak pershing pod prysznic, nawet nie zauważyłam, że mojej
współlokatorki nie było w pokoju. Po dziesięciu minutach wyszłam i sięgnęłam do
walizki (której oczywiście jeszcze nie zdążyłam rozpakować) po sukienkę w
kwiaty, która wydawało mi się, że będzie pasowała gdziekolwiek pójdziemy.
Ubranie się, wymalowanie i wyperfumowanie, wiecie, wszystkie czynności, które
po kolei wykonują dziewczyny idąc na randkę, zajęły mi jakieś pół godziny i o
18 byłam już gotowa. Nie miałam pojęcia, o której przyjdzie Lou, więc
próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie odbierał. Po chwili do pokoju weszła
Stella.
-Jesteś już
gotowa? A to świetnie, idziesz ze mną. –zaczęła ciągnąć mnie za rękę.
-Jak to?
Gdzie tym razem?
-Dobra, a
więc tak, jedziesz na ostatnie piętro, potem przejmie cię już ktoś inny. –puściła mi oczko, wpychając do windy. Podejrzewałam, że to Lou kazał jej
doprowadzić mnie do wskazanego miejsca, więc wcisnęłam w windzie guzik z
numerkiem 27. Był to najwyższy numer, więc stwierdziłam, że prowadzi na
ostatnie piętro. Po kilku chwilach dotarłam już na miejsce. Wychodząc z windy
zauważyłam czerwone róże, rozsypane tak, że prowadziły w jednym kierunku. Szłam,
więc tam, gdzie wskazywał ‘szlak’. Nagle przed moimi oczami pojawił się Louis.
-Gotowa?
–zapytał.
-Tak?
–odpowiedziałam niepewnie –Ale chyba nie zrzucisz mnie z dachu?
-Nie, no co
ty, –uśmiechnął się –chodź. – otworzył drzwi prowadzące, tak jak podejrzewałam,
na dach. Przeszłam przez nie, sama nie wiedząc, czy powinnam to robić, gdyż mam
lęk wysokości, a 27 piętro to jednak jakaś wysokość… Moim oczom ukazał się
stolik, na którym uszykowana była kolacja ze świecami i zdumiewający widok,
znajdujący się w jego tle. Tyle światełek, które oświetlały Los Angeles,
naprawdę zabierały dech w piersiach. Coś niesamowitego.
-Pięknie tu.
–powiedziałam, rozglądając się dookoła.
-Taak. –odpowiedział, odsuwając moje krzesło i pomagając mi usiąść. Zjedliśmy pysznego
kurczaka popijając naturalnie wodą, gdyż wino w moim przypadku nie przejdzie.
Następnie Louie wstał i kazał mi podążać za nim, do barierki, znajdującej się naturalnie na krawędzi dachu.
Następnie Louie wstał i kazał mi podążać za nim, do barierki, znajdującej się naturalnie na krawędzi dachu.
-Nie! Dalej
nie idę! –oburzyłam się, zatrzymując wykonywanie kroków jakieś dwa metry od
barierki.
-Nie ufasz
mi? –zapytał zdziwiony.
-Ufam, ale
się boję i dobrze o tym wiesz.
-No to się
kurcze nie bój, bo jesteś tu ze mną. –uśmiechnął się i chwycił za rękę,
prowadząc coraz to bliżej barierki. Nie spostrzegłam się, gdy stałam już przy
nie, cała się trzęsąc. Louis stał za mną, obejmując mnie od tyłu I co jest
okej?
-Tak, ale
stój tam cały czas. –powiedziałam, opierając na nim głowę.
-Dobra,
teraz się odwróć. – posłusznie go posłuchałam i odwróciłam się, spoglądając w
jego oczy –Mam coś dla ciebie. –uśmiechnął się i uklęknął, wyciągając
małe pudełeczko, znajdujące się w jednej z kieszonek jego garnituru – Czy
uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją własną, osobistą panią Tomlinson?
* * *
I tym oto sposobem kończymy Love With One Direction ...
Wieczorkiem pojawi się jeszcze epilog i to pod tamtym postem pozwolę sobie na jakieś głębsze przemyślenia :)
* * *
I tym oto sposobem kończymy Love With One Direction ...
Wieczorkiem pojawi się jeszcze epilog i to pod tamtym postem pozwolę sobie na jakieś głębsze przemyślenia :)
czwartek, 6 września 2012
Część trzydziesta czwarta
Obudziłam
się w białej sali, przepełnionej bliżej mówiąc niczym. Oprócz mnie było w niej
łóżko, okno i powietrze, nic więcej. Czy ja serio umarłam? Wokół nie było
nikogo. Musiałam umrzeć, bo przecież cały czas ktoś koło mnie był. Jak nie
Stella to Lou, albo chłopcy. Mam się więc oficjalnie godzić z myślą, że nigdy
ich nie zobaczę? Moje jakże niemiłe przemyślenia przerwała wysoka kobieta w
białym fartuchu wchodząca do sali, w której leżałam.
-Widzę, że
już się pani obudziła. Chyba nie będzie to problem, jeśli pozwolę pani
przyjaciołom wejść do środka?
-Przepraszam,
może mi pani powiedzieć, co ja tutaj w ogóle robię? –zapytałam, czując się
bardzo słabo. Z wielkim trudem udało mi się wypowiedzieć to zdanie.
-Straciła
pani przytomność kilka godzin temu. Pani koleżanka zadzwoniła po karetkę, jak
się okazało jest pani w ciąży, na szczęście dziecku już nic nie zagraża
–uśmiechnęła się –to jak mogę wpuścić pani przyjaciół? Bardzo się niepokoją na
korytarzu.
-Tak,
oczywiście –zaczęłam sama nie wierząc to co ta kobieta przed chwilą powiedziała
– ale niech na razie wejdzie tylko Louis Tomlinson. Proszę powiedzieć reszcie,
że mają jeszcze chwilę poczekać.
-Oczywiście,
tylko proszę nie rozmawiać długo, nadal jest pani słaba…
-Dobrze.
–kiwnęłam twierdząco głową, a kobieta oddaliła się. W mojej głowie nadal
panował wielki mętlik, może mi się to wszystko śni, a może ja faktycznie już
nie żyję i myślę o głupotach. Sama nie wiedziałam, ale na myślenie też nie
miałam zbytnio czasu, gdyż przerwał mi Louis. Jak to możliwe, że ja jestem w
ciąży? To był tylko jeden raz, a po drugie zabezpieczyliśmy się. To jest chore,
ale najwyraźniej jest rzeczywistością, skoro koło mojego łóżka pojawił się Lou.
-Ja.. ja..
–zaczął się jąkać –jak to możliwe?
-Louis, ja…
-mój głos zaczął drżeć.
-Nie, dobra,
nie gadajmy o tym –usiadł na łóżku i chwycił mnie za rękę.
-Lou, jak
mamy o tym nie rozmawiać, będziemy rodzicami. Nie dociera to do ciebie?
–pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, Louis widząc to, automatycznie ją
starł.
-Dociera,
będziemy mieć malutkiego dzidziusia i zaopiekujemy się nim najlepiej, jak tylko
umiemy. Nie przejmujmy się tym na razie, dobrze? Najważniejsze, że nic wam nie
jest –uśmiechnął się i w sumie sprawił, że się uspokoiłam.
-Myślałam,
że ty nie..
-Źle
myślałaś, kocham ciebie i kocham to dzieciątko, które właśnie rozwija się w
twoim brzuchu, rozumiesz? Na serio myślisz, że mógłbym byś takim skończonym
idiotą, żeby zostawić tak wspaniałą, kochaną, uroczą, piękną, zabawną…
-Louis!
Wystarczy, dziękuję – podniosłam się do pozycji siedzącej i przytuliłam się do
niego najmocniej jak tylko umiałam.
-Dobra,
dosyć ja muszę do niej wejść, nie obchodzi mnie to, że ona chce się miziać z
Louisem do cholery, wszyscy jesteśmy jej przyjaciółmi – usłyszałam głos
Harolda, wydzierającego się na korytarzu, po chwili pojawił się w progu.
-Harry
wystarczy mnie dla wszystkich, nie bój się –uśmiechnęłam się, odklejając się od
Lou.
-Tak, tak to
z pewnością, ja jednak z inną sprawą –zaczął mówić, a w między czasie pozostała
czwórka zaczęła schodzić się do sali- mam nadzieję, że wiesz jak masz nazwać
dziecko –Harry uniósł brwi.
-Harry daj
spokój, to nie będzie ani Harold, ani Haroldzia – do środka weszła Stella, od
razu podchodząc do mojego łóżka – narobiłaś mi niezłego stracha –zrzuciła z
łóżka Lou, wcale nie zwracając na niego uwagi, gdy wylądował na podłodze, co
wyglądało dość komicznie. Potem usiadła na jego miejscu.
-Wiem,
przepraszam, powinnam coś zrobić z tym bólem od razu, przepraszam –zaczęłam się
tłumaczyć.
-Już dobrze
– uśmiechnęła się, przytulając mnie.
-Wiecie,
jestem trochę zmęczona, przespałabym się… –powiedziałam.
-Dobry
pomysł, my wyjdziemy – powiedział Lou zabierając całą zgraję na zewnątrz.
Wrócił tylko na chwilę, by mnie pocałować.
-Wy nie
macie dziś koncertu? –zapytałam, przypominając sobie, że przecież jesteśmy w
USA.
-Nie, już
nie mamy –odpowiedział, oddalając się.
-Louis nie
musieliście odwoływać koncertu przeze mnie… -udało mi się to powiedzieć tak, by
jeszcze usłyszał.
-Śpij dobrze
–uśmiechnął się, omijając moje poprzednie zdanie. Nie pozostało mi więc nic
innego, niż spróbować zasnąć. Ciągle jednak nie dochodziło do mnie to, że za
dziewięć miesięcy zostanę mamą. Zasnęłam z myślą, że wszystko może się jednak
jakoś ułoży. Bez względu na to, czy dam radę zaopiekować się dzieckiem, będą
przy mnie zarówno Louis jak i reszta naszej paczki.
* * *
Cześć !
Muszę Wam powiedzieć, że zmierzamy do końca. :( Ostatni rozdział wraz z epilogiem pojawi się w niedzielę. :') Komentujcie, dodawajcie bloga do obserwujących. : )
Twitter : @DayDream_x33
* * *
Cześć !
Muszę Wam powiedzieć, że zmierzamy do końca. :( Ostatni rozdział wraz z epilogiem pojawi się w niedzielę. :') Komentujcie, dodawajcie bloga do obserwujących. : )
Twitter : @DayDream_x33
poniedziałek, 3 września 2012
Część trzydziesta trzecia
Wróciliśmy
do domu po 16, po drodze odwiedziliśmy Patio w celu skonsumowania posiłku, jak
i poinformowania szefa o moim wyjeździe. Wyraźnie nie był zadowolony. Wydaję mi
się, że chciał zarobić na moim związku z Louisem. Tak, czy tak potrzebuję tej
pracy, więc po powrocie z USA wrócę, by znowu śpiewać w lokalu.
-Chyba
powinnyśmy zacząć się pakować już teraz, wątpię, że jeden dzień… i to nie cały dzień! – przeraziła się – starczą nam na zapakowanie wszystkich dupereli
–powiedziała Stella, rozsiadając się na sofie.
-Dlatego
siedzisz na kanapie? –zapytałam ironicznie.
-No właśnie!
Chyba pójdę na górę, co ty na to?
-Idź pakuj
się kobieto! – wrzasnęłam, by przekonać ją do tego, że na serio zostało nam
bardzo mało czasu. Po kilku minutach sama wzięłam z niej przykład i udałam się
na górę, do swojego pokoju, by zaplanować, które rzeczy zabieram, a które
zostają. Na początek do walizki trafiły jakieś t-shirty, potem kilka bluz, par
spodni, koszul i moje ulubione szorty. Do Stanów jedziemy na równy miesiąc,
więc trochę ubrań z pewnością będzie mi potrzebnych. Do drugiej, tym razem
mniejszej walizki zaczęły trafiać kosmetyki, perfumy i wszystko, czego kobieta
potrzebuje do ‘poprawienia’ urody. Nagle do mojego pokoju wleciała Stella z
dwoma bluzkami w rękach.
-Ta czy ta?
Mam miejsce tylko na jedną, a lubię oby dwie, musisz mi doradzić, w której lepiej.
Bo wiesz w sumie mogłabym wziąć oby dwie, jeśli wyrzucę jakąś inną ale nie mogę
się zdecydować, więc postanowiłam, że przyjdę do ciebie, –wyobraźcie sobie, że
powiedziała to wszystko na jednym wdechu – więc która? –zapytała, głupio się
uśmiechając.
-Czerwona, –spokojnie zdecydowałam, wskazując na bluzkę znajdującą się po mojej prawej
stronie –lepiej tobie w czerwieni – uśmiechnęłam się.
-Okej, w
takim razie pakuję tą. – tym razem zmieniła swój głupiutki śmiech w coś jak
chichot…
Około 20
moje walizki nadal nie były spakowane, ale nie miałam zamiaru męczyć się z nimi
już dziś, dlatego odstawiłam je na bok, kładąc się na łóżko. Moje wylegiwanie
nie trwało zbyt długo, bo usłyszałam dochodzący z zewnątrz krzyk.
-Dalej Julia
wychodź na balkon! Romeo na ciebie czeka! –darł się Niall.
-Idę!
–odwzajemniłam krzyk i wyszłam na balkon. Zobaczyłam naprzeciw nie tylko
Nialla, ale także Lou.
-No to ja
was zostawię samych gołąbeczki –Niall słodko się uśmiechnął i czym prędzej
opuścił swój balkon.
-Lecz cicho!
Co za blask strzelił tam z okna. Ono jest wschodem, a Julia jest słońcem! –Louis
zaczął serio wczuwać się w rolę Romea.
-Tak, tak...
Skończyłeś już? –zapytałam, unosząc brwi.
-Nie podoba
ci się? –posmutniał.
-O! Mów, mów
dalej, uroczy aniele; bo ty mi w noc tę tak wspaniale świecisz. –zaczęłam bawić
się w Julię.
-Jesteś
niezłą Julią. – powiedział wpatrując się we mnie z naprzeciwka.
-Tobie też
Romeo całkiem, całkiem wychodzi. –uśmiechnęłam się.
-Idziemy się
gdzieś przejść?
-Nie, chyba
jestem troszkę zmęczona, już zaczęłam się pakować…
-My też. Nie
wiem, kto zabierze te bagaże bo w sumie jesteśmy spakowani jak byśmy się
przeprowadzali. Niall chce zabrać ze sobą przenośną lodówkę, bo myśli, że ani w
samolocie, ani w hotelu nie dostanie jedzenia…
-Słyszałem!
–wydarł się zza pleców Louisa Niall. Moją jedyną reakcją był face palm jak
możecie się domyślić.
-Dobra
mniejsza z nim, –Lou wskazał na biegającego za sobą Nialla – widzimy się jutro.
Pójdziemy do Milkshake City jeszcze przed wyjazdem?
-Yhym. –przytaknęłam.
-Świetnie.
Wpadniemy z chłopakami koło południa. Bądźcie gotowe. A teraz idę bo
najwidoczniej Zayn i Harry znowu się kłócą. – powiedział, gdy dało się usłyszeć
dziwne odgłosy wydawane przez Harolda, dochodzące z głębi ich domu.
-Jasne, do
jutra. –uśmiechnęłam się i wróciłam do domu, machając Lou.
Po szybkim
prysznicu od razu położyłam się do łóżka i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
*Kilka dni
później*
Od kilku dni
jesteśmy już w USA. Na początku troszkę nie radziłam sobie ze zmianą strefy
czasowej, ale teraz, po kilkunastu dodatkowo przespanych godzinach jest już
okej. Jedyna rzecz, z jaką sobie nie radzę jest okropny ból brzucha, od paru
godzin leżę na łóżku i nie mogę się z niego podnieść. Najgorsze jest to, że nie
ma żadnego racjonalnego powodu, by go wytłumaczyć. Odżywiam się zdrowo i nie
jadłam nic przeterminowanego, a o miesiączce także nie ma mowy. Stella siedzi
ze mną cały dzień bo jak możecie się domyślić Louis ma próby i koncerty, co w
sumie było do przewidzenia, więc nie mogę narzekać. Zgadzając się na wyjazd
musiałam liczyć się z tym, że chłopcy nie będą mieli dla nas tyle czasu, co w
Londynie. Dobra, w każdym bądź razie nie mam siły o tym myśleć, bo mój brzuch z
każdą chwilą zamienia się w tykającą bombę. Mimo, że ból był silny, musiałam
załatwiać swoje sprawy fizjologiczne, dlatego wstałam z łóżka, udając się do
toalety. W pewnym momencie poczułam nasilające się duszności i zrobiło mi się
czarno przed oczami. Chyba upadłam na ziemię, bo zabolało mnie ramię. Nie wiem,
co potem. Może umarłam…
* * *
Taki trochę dziwny, przepraszam. Coś ostatnio słabo u Was z komentarzami :( Moglibyście się trochę postarać, bo długo już na tym blogu nie zabawię :(
Jeszcze jedna sprawa na dobicie: ROK SZKOLNY SIĘ ZACZĄŁ -.-
Chyba pójdę wpaść pod pociąg... A co z Wami? Zaczynacie dopiero jakąś szkołę, czy może już dawno znacie swoją klasę?
Tyle ode mnie :) Postarajcie się trochę z komentarzami :) Z góry dziękuję :) xxxx
Taki trochę dziwny, przepraszam. Coś ostatnio słabo u Was z komentarzami :( Moglibyście się trochę postarać, bo długo już na tym blogu nie zabawię :(
Jeszcze jedna sprawa na dobicie: ROK SZKOLNY SIĘ ZACZĄŁ -.-
Chyba pójdę wpaść pod pociąg... A co z Wami? Zaczynacie dopiero jakąś szkołę, czy może już dawno znacie swoją klasę?
Tyle ode mnie :) Postarajcie się trochę z komentarzami :) Z góry dziękuję :) xxxx
Subskrybuj:
Posty (Atom)