-No w końcu, –powiedziałam –wyjaśnicie mi może o co chodzi?
-Nie przez telefon. Może spotkajmy się w mieście?
-Jasne…
Tylko powiedz mi gdzie.
-Milkshake City. My będziemy tam za chwilę
bo jesteśmy w centrum, a wy możecie się powoli zbierać.
-Dobra, –powiedziałam zrezygnowana i wstałam z kanapy – będziemy za kilka minut.
-Yhym,
czekamy –powiedział i rozłączył się. Natychmiast poszłam do pokoju Stelli i
kazałam jej się zbierać. Po pięciu minutach zeszła na dół i mogłyśmy jechać do
chłopców. Droga do Milkshake City wcale się nie ciągnęła, na mieście nie było
też korków. Bez problemu dojechałyśmy już po 10 minutach. Na miejscu zastałyśmy
nie tylko czwórkę chłopców, którzy poprzedniej nocy zdemolowali nasz dom, ale
także całego i zdrowego Malika.
-Hej, –rzuciłam, gdy tylko go zobaczyłam – wszystko w porządku? Miałeś wrócić dopiero
pojutrze…
-Mieliśmy
coś do obgadania... –odpowiedział niepewnie.
-Powiecie o
co chodzi, bo tak trochę nie fajnie zostawiać nas w domu bez żadnych wieści. –powiedziała lekko wkurzona na Nialla Stella.
-Taa, no
właśnie... –zaczął Horan – Musimy wam coś powiedzieć, tylko się nie gniewajcie…
-Mów!
–wydarła się.
-Spokojnie, –uspokoił ją Niall – chodzi o to, że…
-Jezu Niall
powiedz to w końcu. – teraz to ja ‘wkroczyłam do akcji’.
-Okej,
chodzi o to, że musimy wyjechać w trasę już w tym tygodniu, – odważył się Harry
– okazało się, że wszystkie bilety zostały wyprzedane i by każdy mógł nas
zobaczyć damy jeszcze kilka dodatkowych koncertów.
-Aha, czyli
mamy dla siebie jeszcze mniej czasu, super. –powiedziałam z sarkazmem,
wyciągając kciuk do góry.
-No właśnie,
jest jeszcze coś – uśmiechnął się Niall –wy możecie jechać z nami.
-Jeśli
chodzi o mnie, to wiecie jaka jest sytuacja, natomiast Stella może jechać.
–posmutniałam i najzwyczajniej w świecie wyszłam z lokalu, bo nie miałam
najmniejszego zamiaru słuchać całej tej sielanki dotyczącej koncertów.
-Możesz
poczekać!? –krzyknął idący za mną Louis.
-Mogę
–odwróciłam się –i co to da? Znowu zaczniesz mnie namawiać, żebym z wami
jechała, ale wiesz, że nie mogę. Moja mama nie jest w stanie wysyłać mi co
miesiąc pieniędzy, dlatego muszę jakoś sama na siebie zarobić.
-Powiedziałem
ci, że nie musisz pracować?
-I mam być
zależna od ciebie? –odpowiedziałam pytaniem na pytanie –Nie mam zamiaru tego
robić. Wiesz jak boli mnie to, co mówią o mnie twoje fanki? Cały czas tylko cię
wykorzystuję i jestem z tobą tylko dla pieniędzy. Jeśli…
-Powiedziałem
ci kiedyś, że nie masz się tym przejmować. One i tak będą mówić te rzeczy,
nieważne co ty zrobisz. Nie rozumiesz, że ludzie zazdroszczą ci tego, że ze mną
jesteś? Ale raczej powinni zazdrościć mi, że to ty jesteś ze mną. –zbliżył się
do mnie – Jesteś bez wątpienia najlepszym co mnie w życiu spotkało i zrobię dla
ciebie wszystko. Masz jechać ze mną w tą trasę i nie kłóć się więcej.
-Ale Lou…
-Nie ma
żadnego ale. Jedziesz ze mną i z chłopakami. Stella pewnie też się zgodzi więc
ona jedzie z nami.
-Louis…
-Powiedziałem, że nie masz się ze mną kłócić? –zrobił groźną
minę i pogroził mi palcem – Jak będziemy z powrotem w Londynie to wrócisz do
Patio. Tobie też należą się wakacje. A teraz ja się tobą zajmę. –uśmiechnął się.
-Dziękuję, –
odwzajemniłam uśmiech i mocno się w niego wtuliłam –kocham cię.
-No i to ja
rozumiem. –objął mnie ramieniem i wróciliśmy do MSC.
-Czyli, że
mam rozumieć, że ty też jedziesz z nami? –zwrócił się do mnie Harry. Nic nie
odpowiedziałam tylko pokiwałam twierdząco głową i uśmiechnęłam się –świetnie.
Musimy kupić shake ‘i , żeby to uczcić! –wydarł się i ruszył do kasy w stylu
Supermana. Po chwili wrócił z tacką zapełnioną shake’ ami. Wszyscy sięgnęliśmy
po jednego i po chwili wszystkie były już opróżnione.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz