Obudziłam
się około godziny 8 rano. Natychmiast powędrowałam do łazienki i wzięłam
prysznic. Potem wykonałam najpotrzebniejsze czynności, czyt. umycie zębów,
makijaż etc. Ubrałam krótkie spodenki, luźny t-shirt i zeszłam na dół. O dziwo
zastałam tam Stellę.
-Nie śpisz
już? –zapytałam zdziwiona.
-Nie, jakoś
nie mogłam spać w nocy.
-Wszystko
okej? Wyglądasz na nieco chorą.
-Nie wiem,
jakoś dziwnie się czuję. Pewnie mnie zaraziłaś.
-Idź, połóż
się do łóżka, zrobię ci herbatę. Zaraz przyjdę – powiedziałam, wstawiając wodę
w czajniku.
Stella
posłusznie udała się na górę, ja natomiast zaczęłam przygotowywać śniadanie.
Jak obiecałam, zaniosłam jej do pokoju herbatę. Do tego dorzuciłam kilka
kanapek i tabletki na odporność. Potem zadzwonił mój telefon.
-To co dziś robimy?
-Louis,
wiesz, ja zostaję w domu. Stella chyba się rozchorowała.
-To może wpadniemy do was?
-Nie bierz
całej zgrai. Boję się, że nie wyzdrowieje, jeśli przyprowadzisz każdego z
chłopaków.
-To co, mam wziąć tylko Nialla?
-Nie mów, że
bawimy się w swatkę.. –odpowiedziałam zrezygnowana.
-Nie, chyba jednak nie mam na to ochoty.
Przyjdę sam.
-Dobra,
czekam.
Udałam się
do siebie do pokoju i włączyłam laptopa. Oczywiście w Internecie były już
zdjęcia moje i Louisa z wczorajszego wieczoru. Nagłówki typu: ‘LOUIS TOMLINSON
CIĄGLE WIDYWANY Z BLONDYNKĄ’, ‘ A JEDNAK, TO MIŁOŚĆ. CZŁONEK ONE DIRECTION Z
UROCZĄ ROSE’. Zaraz?! Że co?! Skąd oni wiedzą jak mam na imię? To chore – nie
zdążyłam porządnie się zastanowić, bo zadzwonił dzwonek do drzwi. Zostawiłam
laptopa na łóżku i zeszłam na dół.
-Hej
–przywitał się Louis, dając mi buziaka w policzek.
-Cześć
–powiedziałam wyraźnie zmartwiona.
-Co jest?
–zapytał zaniepokojony Lou.
-Chodź, sam
zobaczysz –zaprowadziłam go do mojego pokoju i pokazałam artykuły o naszym
wspólnym wyjściu – to jest chore, nie uważasz? Skąd oni w ogóle mogą wiedzieć,
jak mam na imię?
-To hieny.
Dowiedzą się wszystkiego. Nie możesz się tym przejmować, już mówiłem
–uśmiechnął się i objął mnie ramieniem.
-Sam
doskonale wiesz, że to trudne.
-Wiem, ale
wiem też, że jesteś zdolna, żeby się tym nie przejmować.
-Skąd ty
tyle wiesz? –zapytałam.
-Z
literatury angielskiej –odpowiedział.
-Nie
wspominaj, proszę.
-A no tak.
Ale pomyśl, gdyby nie ta cholerna literatura, nie poznałabyś mnie.
-W sumie, co
racja, to racja –uśmiechnęłam się i położyłam na łóżku.
-No i w
końcu się uśmiechnęłaś –teraz zadzwonił jego telefon –Tak Niall? –zapytał
odbierając – skończ palancie –teraz wstał, popatrzył przez okno i zasłonił
zasłony.
-Co on
chciał? –zapytałam.
-Cytuję:
wiedz, że cię obserwuję, niech mi z tego dzieci nie będzie –powiedział robiąc
face palma.
-Kto go
urodził? –pytałam, znając odpowiedź.
-Stawiam, że
to jego mama – powiedział –z drugiej strony ona jest zupełnie inna niż Niall, a
podobno nie jest adoptowany. Jego mama sama się dziwi, że to dziecko jest takie
nienormalne.
-No co ty,
na pewno tak nie powiedziała.
-No serio,
powiedziała, jak byliśmy tam ostatnio –powiedział próbując mnie przekonać.
-Rose!
–usłyszeliśmy wydzierającą się Stellę. Bez zastanowienia zerwałam się z łóżka i
pobiegłam do jej pokoju.
-Co się
stało? –zapytałam przerażona.
-Skończyła
mi się herbatka. Mogę prosić następną? –zapytała robiąc słodką minkę.
-Nigdy
więcej tego nie rób – wzięłam od niej kubek, udając się na dół.
-Chciałam
zobaczyć, czy przylecisz, myśląc, że coś mi się stało.
-Skończ
–powiedziałam opuszczając pokój.
Bye ;**
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz